A.D.: 19 Kwiecień 2024    |    Dziś świętego (-ej): Adolf, Leon, Tymon

Patriota.pl

Miłość jest gorzka i słodka, ale nikt nie potrafi powiedzieć,
co jest w niej słodsze, gorycz czy słodycz.
Ezra Pound

 
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size
Błąd
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.

Rzecz o roku 1863 - Strona 14

Drukuj PDF
Spis treści
Rzecz o roku 1863
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
Strona 8
Strona 9
Strona 10
Strona 11
Strona 12
Strona 13
Strona 14
Strona 15
Strona 16
Wszystkie strony

Nie same przecież wrodzone lub przez przeszłość przekazane wady były przyczyną błędów stronnictwa zachowawczego. I ono także uległo wychowaniu i wyobrażeniom porozbiorowym. I ono więcej ceniło niepewne widoki bytu państwowego niż istotne warunki bytu narodowego. I ono ślepo wierzyło w obcą pomoc mającą dopomóc do odbudowania państwa polskiego. Ta tylko ważna zachodziła między nim a demagogicznym stronnictwem różnica, iż nie tylko uniemożliwiało, ale podejmowało pracę około bytu narodowego i czuło jego ważność, a przypuszczało przedsięwzięcie odbudowania państwa polskiego jedynie za współudziałem obcej pomocy, czym było mądre, roztropne, sumienne i czym też jego patriotyzm był rozumny.

A przecież ani mądrości, ani roztropności, ani jedynie zbawczemu, bo rozumnemu patriotyzmowi nie zdołało pozostać wierne, bo wychodziło z mylnego założenia możności odbudowania upadłego państwa polskiego i błędnego przekonania, że obca pomoc przyłoży do tego odbudowania skuteczną rękę. Tym się fatalnie, nieuniknienie zlewało z nierozważnym, nierozsądnym, zgubnym, bo ożywionym patriotyzmem bezrozumnym stronnictwem systemu drugiego. Jak wody dwóch rzek płynących do jednego morza, musiały oba stronnictwa spłynąć i pomieszać się w morzu nieszczęść i klęsk. Stąd wyrosła zasada, która streszczała w sobie pomyłki, słabości, krzywdy, jakie stronnictwo zachowawcze bytowi narodowemu zadawało: iż, gdy sztandar niepodległości jest rozwinięty, iść za nim trzeba, chociaż się nie wie dokąd się idzie, chociaż się wie, że się do zguby idzie.

W taki sposób żaden z obu systemów nie zdołał zażegnać, oba współdziałały w klęskach porozbiorowych. I nieunikniona tym samym stała się rzecz najsmutniejsza, najbardziej zniechęcająca, bo mogąca szerzyć zwątpienie i rozpacz, ta, że społeczeństwo polskie zadawało kłam temu, w czym zawartą bywa mądrość narodów, własnemu przysłowiu: “Mądry Polak po szkodzie”. Pokazało się bowiem, że Polak nie mądry po szkodzie.

Nie można zatem mówić o błędach i pomyłkach, winach jednego systemu, jednego stronnictwa, jednej części społeczeństwa, były one wspólne. Były następstwem wspólnej przeszłości historycznej, wspólnych wad charakteru narodowego i wspólnych przesad przymiotów. Były następstwem wspólnego porozbiorowego wychowania, które kształciło wyłącznie do bytu państwowego wtedy, kiedy przede wszystkim nauczać powinno było pracy około bytu narodowego; które wpajało wiarę ślepą i nadzieję niewyrozumowaną w obcą pomoc wtedy, kiedy oświecać było powinno o istotnych widokach i roztrząsać możliwość oraz warunki tej pomocy. Były także następstwem wspólnych mylnych wyobrażeń, do wytworzenia których – jak już nadmieniliśmy – przyczyniła się porozbiorowa poezja narodowa.

Rozwinęła się ona tak bujnie, nieraz tak potężnie, że za wiele miejsca zajęła w społeczeństwie, które miało do rozwiązania trudne nader polityczne i społeczne zadania. Zamiast być mu pomocniczą siłą, stała się w danej chwili wyłącznym jego żywiołem. Polityka wymaga przede wszystkim trzeźwości; poezja, gdy w jej dziedzinę wkracza, jest wyskokiem spirytusowym, który upaja lub w którym można przechować patriotyzm, lecz nie zużytkować go owocnie. Dlatego pod zbytnim wpływem poezji patriotyzm polski zasklepił się w idealnych formułach i niezdolny się okazał wejść na praktyczne drogi; poczytał za najpiękniejsze cele nie dające się osiągnąć, zaniedbał te, które dopiąć można było. Zamiast rzeczywistością, żył fantazją. Upajając się poezją, zrywał się do czynów nadludzkich, natchnionych wyobraźnią nie rozumem. Ścigał ideały, poświęcając rzeczywistość. Niszczył byt narodowy, bo nauczył się był więcej marzyć niż myśleć.

Pierwsza poezja, i to w najwyższym swoim wyrazie, odwołała się do młodzieży, pomiatając doświadczeniem, rozsądkiem, przezornością, wytrawnym zdaniem starszych i nie starszyzna, ale młódź rozstrzygać poczęła o losach narodu; i nastały czasy i wypadki, które były następstwem niedoświadczenia, nierozwagi, lekkomyślności i szału, czasy ofiar bezużytecznych, szkodliwych, zgubnych. Wywrócony porządek rzeczy, w którym kierunek nie z góry, ale z dołu szedł, był skutkiem w znacznej mierze poezji, jej też naród zawdzięcza poetyczne klęski. Zgubną okazała się poezja, przedstawiając naród jako duchową ofiarę, nie zaś jako odpowiedzialne za własne klęski społeczeństwo. Nauczyła go bowiem w niesprawiedliwości innych jedynie, nie we własnych wadach i błędach, szukać przyczyn upadku. Upatrywał też on nie we własnej poprawie, ale w karze wrogów i krzywdzicieli swoje zbawienie; w odwecie niedosięgłym, zamiast w możliwym polepszeniu swojego bytu.

Nie można przecież zaprzeczyć, że jednocześnie poezja potężne oddała bytowi narodowemu usługi, że wytworzyła swoim rozkwitem jakby nowy dla niego powód istnienia i że podniosła niezmiernie znaczenie polskiej literatury, to jest jednej z najdonioślejszych części bytu narodowego. Język narodu, który posiada Pana Tadeusza, zaginąć nie może.

Zresztą ani wyłącznie, ani przeważnie poezji przypisywać należy popełnione błędy i wskutek tychże poniesione porozbiorowe klęski. Wykazaliśmy bowiem inne, ważniejsze ich powody. Poezja nie była winną, iż wyrażała ducha społeczeństwa. Patrzenie się na sprawy ludzkie i wypadki przez pryzmat poezji wytworzyło złudzenia, wytworzyło całą szkołę, która złudzeniami karmiąc się i karmiąc nimi naród upatrywała w nich zbawienie i już całkiem stała się niezdolną działać inaczej, jak pod ich wpływem i w ich duchu. Stworzyć to musiało sztuczną atmosferę; w niej powstały sztuczne przedsięwzięcia. Co gorsza, religia złudzeń – bo one do potęgi religii wzrosły w polskim społeczeństwie – musiała szukać poparcia w kłamstwie. I naraz siła jego stała się wielka w narodzie. Naród okłamywano i on sam się okłamywał; kłamstwo poczęło mieć niesłychane w społeczeństwie polskim powodzenie, bo odpowiadało jego religijnemu uczuciu, jego wierze w złudzenia. I tak dalece panowanie kłamstwa zakorzeniło się, że przeszło w nałóg, że dziś jeszcze jest ono najpewniejszym środkiem zapewnienia sobie powodzenia. Początki jego potęgi sięgają czasów upadku państwa polskiego, kiedy w narodzie rozwielmożniło się pieniactwo, a palestra zbyt wielkie w nim zajęła miejsce; rozkwitła zaś za pomocą religii złudzeń, którą poezja rozpowszechniła. Gdybyśmy chcieli odszukać pierwsze początki wszelkich zgubnych porozbio­rowych przedsięwzięć, odnaleźlibyśmy takowe w kłamstwie, w okłamywaniu narodu przez swoich i obcych, w okłamywaniu siebie samych, w okłamywaniu obcych. Przed wybuchem 1863 roku, wielkim i najzgubniejszym było kłamstwem zaręczanie, iż się nie chce, nie zdąża, nie idzie do powstania, że powstania nie będzie. Okłamywaniem siebie samych było zapoznanie, że rewolucją moralną, demonstracjami, ruchem, odepchnięciem Wielopolskiego, kierunkiem nadanym wypadkom przez spisek szło się nieuniknienie do zbrojnej walki 1863 roku.

Była ona zatem równie, jak inne bezowocne a zgubne porozbiorowe przedsięwzięcia, wynikiem nie jednej przyczyny, ani jednego stronnictwa, lecz różnych i licznych czynników zewnętrznych i wewnętrznych, które się złożyły na system usiłowań i ofiar szkodliwych.

Powstanie 1863 roku, które stało się ostatnim wyrazem tego systemu, miało swoje źródło w idei niepodległości bezwzględnej, w zamiarze odbudowania upadłego państwa polskiego w dawnych jego granicach. Przewodniczyła mu myśl odwetu, zwłaszcza za dobrowolnie sprowadzoną klęskę 1831 roku, a zbyt wielkie rozmiary, jakie poezja przybrała w społeczeństwie i jej kierunek, zakryły przed oczami narodu niebezpieczeństwa, zgubność i szkodliwość przedsięwzięcia, bo je wyidealizowały i sztucznym otoczyły urokiem. Poparcie zaś dane powstaniu przez roztropniejszą, zachowawczą część społeczeństwa było następstwem od dawna pielęgnowanej, do dogmatu wyniesionej wiary w pomoc obcą.

Zapoznanie prawdy położenia, zapoznanie danych warunków i rzeczywistości, dobrowolne ich przeistoczenie, zatem kłamstwo polityczne, którym naród sam siebie w błąd wprowadzał, wyrosło w obłęd, który spowodował klęskę. Ten obłęd dlatego musiał do klęski i do ostatniej doprowadzić klęski, że społeczeństwo pod jego pozostając wpływem jedną tylko widziało przed sobą drogę, podczas gdy w sprawach ludzkich jest wielka dróg rozmaitość, a polityka służy do tego, aby wedle stosunków i okoliczności stosowny między nimi uczynić wybór. Wychowanie zaś porozbiorowe społeczeństwa odejmowało możność wolnego wyboru, wytrącało z rąk narodu najwłaściwszą broń, którą walczyć mógł dla bytu narodowego, pozbawiało go środków najskuteczniejszego rozwijania, wzmacniania i ustalenia takowego. Wykluczało bowiem istotne, rzetelne kompromisy, które są treścią polityki, nie pozwalało szukać rękojmi dla bytu narodowego w zbliżeniu się szczerym i uznaniu istniejącego w ziemiach polskich porządku rzeczy i zamykało przystęp do drogi pośredniej, jedynie właściwej, lub nie pozwalało nią dojść do celu, zmuszając do kroczenia po tej, która wiodła tam, gdzie naród polski spotkać się musiał z oporem wszystkich i wszystkiego, z oporem samej natury i istoty stosunków, z oporem nieprzełamanym, o który rozbijał swój byt narodowy, marnując swoje najlepsze siły, czy to przeceniając je, czy też oczekując pomocy obcej; wtedy, kiedy przeciwstawiając sztucznym usiłowaniom i kombinacjom moc przyrodzoną własnych zasobów, cnót, przymiotów, patriotyzmu i nadając jej kierunek, stosując cel do rozporządzalnych środków, mógł był naród polski zapewnić sobie byt narodowy zaszczytny i dość silny, aby stał się niezależnym od wrogich mu zamiarów i od własnych pomyłek. Zamiast ufać w pomoc obcej siły, zamiast przeceniać siłę własną, mógł naród polski oprzeć się na własnych siłach.

Dla zwalczenia tych prawd, dla zachwiania wiary w ten system i jego skuteczność, przeciwstawiają mu teorię usprawiedliwiającą wszelkie bezowocne usiłowania, nawet szkodliwe ofiary, im przypisując moc cudowną, nadprzyrodzoną, najpierw zmazania win dawnych i grzechów względem ojczyzny, następnie przechowania jej miłości, patriotyzmu, zdolności do poświęceń; one to miały posłużyć do zachowania ciągłości myśli narodowej, one nie pozwolić jej zasnąć i zamrzeć, a wedle pamiętnego wyrażenia nieprzerwalność spisków i powstań potrzebną miała być dla nieprzerwalności polskiej idei, tak, iż nawet byt narodowy tej nieprzerwalności zawdzięcza jedynie swoje istnienie i że ona jedna ochroniła go od zabagnienia i zupełnej straty.

Obrachunek klęsk, które system szkodliwych ofiar sprowadził, suma strat, które ostatnie jego słowo, powstanie 1863 roku, spowodowało, dziś zrozumiana i odczuta przez wszystkich wystarczy, aby zmierzyć płytkość sofizmatu dlatego tylko niebezpiecznego, że jak zamącona woda ukrywa niezgłębioną otchłań.

Niezawodnie grzechy i winy Polski przedrozbiorowej były ciężkie i wielkie, zmazania wymagały, ale przede wszystkim skutecznego, to jest takiego, które by z upadku dźwignęło, a nie pogłębiało upadek. Dlatego że przeszłe pokolenia popełniły nikczemności, następne nie mogły być obowiązane do szaleństw. I nie szkodliwym, ale zbawczym poświęceniem winne były zmazać winę. Zapoznanie tych prawd jest treścią powyższego systemu i dlatego naród, który wypuścił był z rąk oręż, porywał się z motyką na słońce.

Wobec doświadczeń historii, wobec wyjątkowego położenia stworzonego rozbiorami, wobec właściwości charakteru narodowego, wobec wszystkiego nad czym powyżej zastanawialiśmy się i co nam przyszło zapisać, wobec następstw ostatniej klęski, która była syntezą i zespoliła w sobie całą epokę naszych porozbiorowych dziejów, właśnie na gruncie rzeczywistości, pozytywnej i praktycznej polityki, dochodzi się po ścisłym obliczeniu do konkluzji, że owa użyteczność przemieniła się w szkodę, że owa moc stała się słabością, bo byt narodowy nie tylko nierównie więcej strat niż korzyści za ich przyczyną poniósł, ale zagrożony został w swej treści i istocie tak dalece, że cel stał się samego siebie, bo własnego niezbędnego warunku, to jest bytu narodowego, zniszczeniem.

Wystarczyłoby to, aby przekonać, że niebezpieczeństwo wyzucia się z owej użyteczności i mocy mniejsze jest niż to, które pociąga za sobą zachowanie takowych. Nie forma przecież zadania stanowi jego wzniosłość i piękność, ale jego treść i duch, nie pierwsza, ale drugie nadają mu tę moc, którą ono zdolne udzielić społeczeństwu. Nie mogąc być państwem – pozostać narodem, jest w treści i duchu także zadaniem pięknym i wzniosłym. Trudniej jest ocaleć jako naród niż jako państwo, trudniej umieć być narodem niż państwem, zaszczyt, kunszt i zasługa są znaczniejsze, zdolne przemówić do wielkich umysłów i wielkich serc, do tych, co w przezwyciężeniu trudności widzą chwałę, sławę i zasługę. Trudności, a nie niepodobieństw, albowiem zasługa ludzka ograniczyć się musi do możliwych rzeczy. Wielkich umysłów i wielkich serc zawsze mniej niż małych lub miernych, stąd istotne niebezpieczeństwo, aby to, co może wystarczyć za kordiał dla wyborowej mniejszości nie szerzyło w powszechności zobojętnienia i zapomnienia. Zadaniem owej mniejszości – zapobiec im i jak dawała się pociągać większości do niepodobieństw, tak teraz zachęcić i porwać ją winna za sobą do rzeczy możliwych, do spełnienia obowiązku siłą patriotyzmu zbawczego, taką samą, jaką obdarzone były zgubne uniesienia. Teoria utrzymania ducha przez niszczenie ciała nie powinna, nie może zamienić się w życiu narodu w niszczenie ducha dla utrzymania ciała. Dla Polaków pozostać narodem jest nie tylko obowiązkiem, ale koniecznością. Nie podobna przypuścić, aby kilkanaście milionów Polaków wyginęło i znikło z widowni świata. Przymusem zatem dla nich jest pozostać narodem i o to tylko rozchodzić się może, czy nie mogąc być państwem, mają i mogą pozostać narodem szanującym się i szanowanym.



 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama


stat4u