A.D.: 20 Kwiecień 2024    |    Dziś świętego (-ej): Agnieszka, Teodor, Czesław

Patriota.pl

Miłość jest gorzka i słodka, ale nikt nie potrafi powiedzieć,
co jest w niej słodsze, gorycz czy słodycz.
Ezra Pound

 
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size
Błąd
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.

Przewagi elearów polskich, czyli o najlepszym wojsku od Syberii po Lotaryngię - Żołnierze wyklęci

Drukuj PDF
Spis treści
Przewagi elearów polskich, czyli o najlepszym wojsku od Syberii po Lotaryngię
Najemnicy
Kozacy lisowscy czy elearowie
Żołnierze wyklęci
Homo lisovianus
Konie i lisowczycy
Zaporożcy i lisowczycy – bliźniacze formacje
Ci, których diabeł się bał…
Rycerze Chrystusa
Lisowczyk w cywilu
Czy Jeździec polski Rembrandta przedstawia lisowczyka?
Podsumowanie, czyli co ma lisowczyk do ułana
Wszystkie strony

Żołnierze wyklęci

Czasem można spotkać stwierdzenie, że po latach dwudziestych XVII wieku nie ma już lisowczyków, ponieważ zostali zdelegalizowani wyrokiem sejmowym z roku 1624 głoszącym, że każdy lisowczyk to infamis i każdemu go wolno pojmać i zabić impune [bezkarnie], a na nieruchome i sumy pieniężne kaduk sobie otrzymać. Wyrok dodawał jeszcze: „…kto by był banitem, a takiego zabił, eo ipso od banicyi wolen będzie…” Już w roku 1622 sejmik w Wiszni, pod wpływem grasujących tam band konfederatów chocimskich (niesłusznie utożsamianych z lisowczykami, którzy w konfederacji nie wzięli udziału), postulował w instrukcji dla posłów: „…lisowcików… imię ma być proscriptum i ktokolwiek takowem imieniem nazywać by się miał, ipso facto żeby był infamis”. Nawiasem mówiąc, pułk lisowski walczył wówczas nad Renem, kontentując się niską wypłatą otrzymaną za Chocim, podczas gdy konfederaci nie tylko splądrowali swój kraj, ale także wymusili na sejmie znacznie wyższe wynagrodzenie – czego lisowczycy Strojnowskiego nie mogli się dopominać ze względu na to, że tymczasem zostali zaocznie wyjęci spod prawa.

Podobne wyroki zapadały na niemal na każdym kolejnym sejmie po roku 1624 i… wkrótce były znoszone glejtami królewskimi, gdy tylko Rzeczypospolita była w potrzebie i szable lisowskie znów stawały się niezbędne. A więc jak zwykle konstytucje swoje, a życie swoje, ponieważ lisowczycy walczyli na „cesarskiej” aż do samego końca wojny trzydziestoletniej (1648), i jeszcze podczas potopu szwedzkiego brylował oddział pułkownika Czarnieckiego, korzystający z wszelkich osiągnięć walki „po lisowsku”, czego wyrazem było choćby słynne „rzucenie się wpław przez morze” pod Koldingą, nie mówiąc o partyzanckich metodach prowadzenia wojny. Cała sztuka wojenna nosząca miano „czarniecczańskiej” wywodziła się wprost ze szkoły „lisowskiej”: główny nacisk kładziono w niej na działania kawalerii, podzielonej na kilka grup dla oskrzydlania nieprzyjaciela; operowano zagonami, poruszającymi się komunikiem, i także od piechoty i artylerii wymagano mobilności, natomiast działań oblężniczych unikano [zob. Polska sztuka wojenna w drugiej połowie XVII w., w: Historia wojskowości polskiej. Wybrane zagadnienia, Warszawa 1972, s. 197]. Te same założenia stosował pułkownik Strojnowski podczas wyprawy na „cesarską” w roku 1622, u którego Stefan Czarniecki wraz z braćmi uczył się wojennego rzemiosła. Jan Chryzostom Pasek wprost pisał o Czarnieckim, że to żołnierz lisowskiego jeszcze zabytku – aczkolwiek w połowie XVII wieku z różnych powodów nie wypadało nazywać późniejszego hetmana „lisowczykiem”.

Pamiętajmy jednak, że były czasy, gdy wiele sławnych osobistości starało się o urząd hetmana wojsk lisowskich, z królewiczem Władysławem Wazą (późniejszym królem Władysławem IV) na czele; on to planował poprowadzić ich na pomoc oblężonemu Wiedniowi w roku 1619, lecz ostatecznie jego miejsce zajął Jerzy Drugeth de Hommonay, węgierski hrabia, skoligacony z Mniszchami i Batorymi. Według tajnych układów z cesarzem, pomoc króla Zygmunta miała być nieoficjalna, wobec protestów polskiego sejmu, co oczywiście wykluczało możliwość, by wyprawą dowodził królewski syn. Nie przeszkodziło to jednak Władysławowi finansować wojska lisowskiego z własnej szkatuły, podobnie jak to czynił kasztelan krakowski Janusz Ostrogski i inni magnaci [zob. Adam Kersten, Odsiecz wiedeńska 1619 r., w: „Studia i Materiały do Historii Wojskowości”, t. X, cz. II, Warszawa 1964].

W roku 1616 – po śmierci Lisowskiego – na hetmana wojsk lisowskich wyznaczono chorążego litewskiego Krzysztofa Chodkiewicza, a w 1617 starostę parnawskiego Janusza Kiszkę; w 1619 roku ich wyprawie na Wiedeń towarzyszył Adam Lipski, brat podkanclerzego koronnego, a w 1622 roku książę Zygmunt Karol Radziwiłł, kawaler maltański. W 1620 roku planowano postawić na ich czele księcia Samuela Koreckiego, słynnego zagończyka, który kilka miesięcy później dostał się do niewoli pod Cecorą i zginął w tureckim więzieniu. W 1624 roku sam hetman Lubomirski zamierzał poprowadzić lisowczyków na „cesarską”, zaś w latach 1635-1636 przewodził im Paweł Noskowski, szwagier kanclerza Ossolińskiego. Wszystko to były wielkie nazwiska i wysoko postawieni ludzie, co świadczy, że nie zawsze traktowano przynależność do wojska lisowskiego za ujmę. Przeciwnie, wiele relacji podkreśla, że byli to najlepiej wyszkoleni żołnierze w Rzeczpospolitej, którzy nigdy nie odmówili walki – ani pod Cecorą, gdy zrejterowało całe pospolite ruszenie, a oni do końca osłaniali tabor Żółkiewskiego – ani pod Gniewem, gdzie jako jedyni odpowiedzieli na wezwania królewicza Władysława, który bezskutecznie próbował nakłonić jazdę do szarży. Kto by się oparł chęci dowodzenia takim wojskiem?

Dopiero później uporczywe przypisywanie im wszelkich zbrodni, nawet takich, których nie mieli szansy popełnić, zmieniło ten stan rzeczy i w połowie XVII wieku przyznawanie się do związków z lisowczykami nie było już ani bezpieczne, ani chwalebne. Jednocześnie zacierano pamięć o ich „niepoprawnych politycznie” dokonaniach bojowych. Dwudniowa bitwa pod Humiennem, w której lisowczycy w sile 2200 szabel pobili zmierzającą pod Wiedeń 7-tysięczną armię Jerzego Rakoczego, zdobywając 17 sztandarów i po raz pierwszy (ale nie ostatni) w naszej historii ratując stolicę Austrii, nie ustępuje bitwom pod Kircholmem czy Kłuszynem, ale kto o niej wie? Przeciwnie, już wkrótce po powrocie do Polski pułk spotkał się z szykanami, a zamiast uznania zagrożono im… pacyfikacją przez wojsko koronne, jeśli nadal będą domagać się wypłaty zaległego żołdu. Lisowczycy dotkliwie odczuli tę niesprawiedliwość i opuszczając Polskę wiosną 1620 roku pułkownik Kleczkowski (może nieco melodramatycznie) splunął na niewdzięczną ziemię, wyrzekając się jej: „…nieczcią… nieuczciwą śmiercią, palem nam [tu] grożą, a rozżalone wojsko miało mu odpowiedzieć: rychło nas prowadź [na cesarską], abyśmy… ze słusznych przyczyn gniew ku braciom na nieprzyjaciela wylali”. Identyczny los spotkał pół roku później drugi z lisowskich pułków, który do ostatka walcząc przy hetmanie pod Cecorą usłyszał, że w kraju grozi żołnierzom lisowskim raczej stryczek, niż nagroda, a to za splądrowanie namiotów rycerstwa, które zdezerterowało. Nic dziwnego, że tylko 50 spośród 700 ocalałych odważyło się ujawnić po powrocie do Polski, tak, iż przez długi czas pułk Rogawskiego uchodził za doszczętnie wytępiony.

Czemu tak się działo? Wyruszając w roku 1619 bez zgody sejmu (a na rozkaz królewski) stłumić powstanie czeskie, co wplątało Rzeczpospolitą w konflikt z Turcją, lisowczycy trwale narazili się szlachcie, która jeszcze cztery lata wcześniej chwaliła ich w laudacji sejmowej za ich rajd do Moskwy (1615), przyznając Lisowskiemu w nagrodę dwie wioski. Dwulicowa polityka królewska wobec nich (Zygmunt III potajemnie wydawał im rozkazy, by potem się ich wypierać z obaw przed rokoszem) dodatkowo komplikowała tę sytuację. Wkrótce okazało się, że lisowczycy są dogodnym kozłem ofiarnym zarówno dla króla, jak i rozmaitych łowców kaduków, a po roku 1624 traktowanie wszystkich lisowczyków jak złodziei zwyczajnie zaczęło się opłacać, bo można było bezkarnie ich zabić i złupić, jako że oficjalnie zostali wyjęci z spod prawa.

Żołnierze wyklęci – to według definicji [Kazimierz Krajewski, dr Tomasz Łabuszewski, „Nasz Dziennik”, 1 marca 2011, Nr 49 (3980)] – ludzie skazani na zapomnienie, na nieistnienie w społecznej świadomości. Przez dziesięciolecia zniesławiani, opluwani, wykluczeni z narodowej pamięci… Czyż nie to samo można odnieść do lisowczyków?



 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama


stat4u