A.D.: 20 Kwiecień 2024    |    Dziś świętego (-ej): Agnieszka, Teodor, Czesław

Patriota.pl

Najdalej dojdzie ten, kto podąża samotnie.
Louis-Ferdinand Céline

 
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size
Błąd
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.

Rzecz o roku 1863 - Strona 11

Drukuj PDF
Spis treści
Rzecz o roku 1863
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
Strona 8
Strona 9
Strona 10
Strona 11
Strona 12
Strona 13
Strona 14
Strona 15
Strona 16
Wszystkie strony

Biali, potomkowie w prostej linii przedrozbiorowego społeczeństwa szlacheckiego, nie wyzuli się z tych wad, nie zdołali ustrzec się tych błędów wobec spisku i ruchu, dlatego nie potrafili wobec rządu rosyjskiego zająć prawdziwie politycznego stanowiska, z którego mogliby wpłynąć na ustalenie stosunków i zapewnienie bytu narodowego kraju. Mieli tę zasługę, że się poczuli do obowiązku względem rzeczy publicznej zawiązując Towarzystwo Rolnicze, podnosząc reformę włościańską; postawili bowiem na porządku dziennym odrodzenie kraju i wzmocnienie bytu narodowego. Nie zdołali jednak podjętej pracy doprowadzić do skutku ani ubiec nadciągających wypadków, nie wytrwali na wybranej drodze, nie zapobiegli, aby kraj z niej nie zszedł.

Te niedostatki, te błędy białych złożyły się na największe, iż nie położyli sobie za zadanie i nie zażegnali klęski, tego największego, jak mówili, nieszczęścia, którym miało się stać powstanie. Ani rozumieli, ani mieli dość odwagi i siły, aby sobie powiedzieć, iż wszystko lepsze niż spisek i jego następstwa, że spiskowi najskuteczniej położyć można koniec, jego następstwa zażegnać podając rękę rządowi rosyjskiemu do kompromisu, do czego doskonałą, nader korzystną dawały sposobność wejście do rządu Wielopolskiego, jego system, objęcie władzy w Królestwie Polskim przez Wielkiego Księcia Konstantego. Nie zrozumieli wreszcie biali w ostatniej godzinie, że nie było innego wyjścia, jak szczere i stanowcze – nie tylko w Radzie Stanu, w Radach Powiatowych i urzędach, nie tylko w adresach – ale w całym życiu publicznym, połączenie się ich z systemem Wielopolskiego; że bez tego narażało się kraj na klęskę, którą spisek przygotował.

Tych błędów dwiema głównymi chwilami były: pierwsze lutowe 1861 roku uliczne demonstracje oraz strzał do Wielkiego Księcia Konstantego. Ani w pierwszej, ani w drugiej biali nie stanęli na wysokości zadania, bo ani w pierwszej, ani w drugiej nie mieli odwagi uczynić rozbratu z dwuznacznikami, pokonać własnych skłonności zarówno, jak uprzedzeń i wstrętów. Nie odczuli, nie zrozumieli, nie przewidzieli, że kto nie potępiał ruchu i demonstracji kierowanych przez spisek, ten nie potępiał powstania. Poszli więc stopniowo, z początku bezwiednie, w służbę spisku, ułatwili, umożliwili, w końcu poparli jego zgubne dzieło. W pierwszych chwilach powstania, odpowiedź dana przez nich wysłannikowi z Galicji: “Uznać powstanie za narodowe, lecz nie łączyć się z nim”, streściła całą sumę popełnionych przez nich błędów. Dali taką odpowiedź, bo już sami nic nie znaczyli, bo byli pod wpływem Komitetu Centralnego, bo przed nim się uginali i ustępowali, a rozumem czuli, że źle robią. Wtedy już nie kierując niczym, ani nikim, biali ulegali wyższym sferom finansowym warszawskim, zwłaszcza człowiekowi niepospolitemu Kronenbergowi, którego rozum i patriotyzm już nie mogły górować nad położeniem wytworzonym szeregiem błędów, za które on teraz także dźwigał część odpowiedzialności.

Zadania zatem przywódców biali nie spełnili, że to było ich powołaniem i obowiązkiem w pierwszym rzędzie niemałą rzeczy publicznej wyrządzili szkodę, sami się obniżyli, w końcu obezwładnili. […]

Ostatnia scena ostatniego aktu historycznego dramatu Polski usiłującej odzyskać straconą w osiemnastym stuleciu niepodległość, dała początek nowemu położeniu, w którym pojęcia ulec musiały i uległy zmianie. Scena ta ostatnia ściśle, zarazem organicznie zespolona jest z całym dramatem. Pozostaje nam zastanowić się nad tym związkiem i zaznaczyć te następstwa dla narodu polskiego 1863 r., które obejmują wynikającą z niego naukę. Wypadki tego roku zamknęły jeden okres dziejów narodu polskiego od chwili, gdy Polska przestała być państwem, rozpoczęły inny.

Narodom, które straciły byt państwowy, równie trudno jest odzyskać pełnię życia, to jest niepodległość, jak umrzeć. Śmierć czyli unicestwienie nie może być nigdy ani celem, ani przedmiotem rozumowania politycznego. Gdyby śmierć mogła i miała nastąpić, nie pozostałoby nic do powiedzenia. Odepchnijmy na zawsze myśl śmierci i unicestwienia; zajmujmy się istnieniem i życiem. Tu właśnie zaczyna się doniosłość, zarazem mozolność zadania.

W położeniu narodu polskiego – powyższymi słowami określonym – w którym nie jest mu dane istnieć pełnym życiem ani też przestać istnieć, skoro przy tym przekonani jesteśmy, że ani celem, ani zamiarem nie może być, aby istnieć przestał, piętrzą się trudności i cisną wątpliwości co do środków i sposobów mających z jednej strony zapewnić i zabezpieczyć to istnienie, z drugiej uczynić je zaszczytnym dla narodu i odpowiednim godności ludzkiej.

Rok 1863 ujawnił dla ogółu prawdę, iż usiłowania odzyskania niepodległości narażały byt narodowy i nie tylko oddalały go od celu najwznioślejszego, ale niweczyły warunki dopięcia go. Aby dojść do najdoskonalszego kształtu istnienia trzeba istnieć, jeżeli zaś dążeniem do takiego kształtu niszczy się warunki istnienia owego kształtu przybrać niepodobna, jednocześnie zmierza się coraz bardziej do unicestwienia, to jest do śmierci lub życia coraz więcej do śmierci zbliżonego. Nie tylko zatem rozmija się z celem, do którego się dąży, lecz idzie się wprost w przeciwnym kierunku. Jest to skutek zaślepienia.

Związek ścisły i organiczny 1863 r. z porozbiorową przeszłością narodu polskiego, wykazuje nie tylko rozminięcie się z celem, ale także zdążanie wprost w przeciwnym kierunku, stwierdzone klęską tego roku. Jego skutki – jak widzieliśmy – były tak doniosłe, tak zgubne dla narodu, że się spostrzegł, iż szedł nie drogą prowadzącą do celu, ale odwrotną. Wtedy uczuł potrzebę lub nastała konieczność zwrotu i dlatego to wypadki 1863 r. zamknęły jeden okres dziejów narodu polskiego. Ten, który zamknęły, zapełniony był cały jedną myślą, jednym dążeniem odzyskania niepodległości.

Musimy się tu odwołać do tego, co wyżej powiedzieliśmy. Zauważyliśmy tam, że naród, który stracił byt państwowy, nie może go odzyskać i nie odzyskał go nigdy bez obcej pomocy. Jest to jakby prawo natury, prawo elementarne, prawo udowodnione matematycznie, stwierdzone doświadczeniem dziejowym. Za tą prawdą przemawiają materialne i moralne dowody. Naród, który nie miał dość sił, aby zachować niepodległość, nie może ich mieć tyle, aby ją odzyskać, gdyż musiałby ich mieć więcej, niż mu ich potrzeba było do pierwszego zadania, którego nie był w stanie spełnić. Aby zatem drugie rozwiązać, musi zastąpić te, na których mu zbywało obcymi.

Mniejszy być może ten konieczny przyrost sił, jeżeli upadek narodu był, wedle naszego dawniejszego określenia, nie najwyższego, trzeciego stopnia, to jest mieszczącego w sobie potrójną przyczynę upadku: wewnętrzną oraz podwójną zewnętrzną; dalej, jeżeli naród zachował pół niepodległości lub część niepodległości lub jeżeli byt jego narodowy pozostał nienaruszony; większy być musi ów przyrost, jeżeli upadek jego był największy, trzeciego stopnia, dalej, jeżeli wszelkiej pozbawiony jest politycznej formy, wreszcie, jeżeli jego byt narodowy jest podkopany. Tak, iż potrzebny stopień siły pomocniczej wzrasta w stosunku prostym do stopnia upadku i słabości bytu narodowego. Słowem, naród, który stracił swoją niepodległość, aby ją odzyskać musi mieć zapewnioną pośrednią lub bezpośrednią pomoc obcą w dostatecznej do osiągnięcia celu mierze. Stąd wszelkie przedsięwzięcia odzyskania niepodległości, bez udziału takiej pomocy, muszą pozostać bezowocne, jednocześnie zgubne dla bytu narodowego, czyli spowodować – jak wypadki 1863 r. – narodowe ofiary, nie tylko bezużyteczne, ale szkodliwe.

Nie dość, żeby naród upadły jako państwo mógł liczyć na obcą pomoc, dla odzyskania niepodległości trzeba jeszcze, żeby ta pomoc była dostateczna i skuteczna. Dostateczność i skuteczność zaś nie tylko są zależne od stopnia siły pomocy, ale także od stopnia trudności, które ta siła ma do przezwyciężenia.

Położenie Polski po upadku jej bytu państwowego przedstawiało może największą w dziejach sumę trudności stojących na przeszkodzie jej odbudowaniu dlatego, że upadek był największy stopnia trzeciego oraz dlatego, że widoki niezbędnej pomocy obcej ograniczały się do minimum, podczas gdy przeszkody, które należało przełamać wzrosły tylko do maksimum. Pierwsze mogły być tylko następstwem wyjątkowych okoliczności, były przemijające; drugie były stałe i z biegiem czasu, przez coraz dłużej trwające posiadanie, wzmacniały się. Jedyny środek – obca pomoc – nadzwyczaj był trudny do uzyskania, a pomoc ta miała do przełamania niezmiernie silne zapory. Do tego pomoc mogła być przeważnie tylko przypadkowa, zapory były trwałe i nieustające. I doświadczenie stwierdziło, że trzeba było olbrzymich zwycięstw, aby karłowatą wskrzesić Polskę. Stąd wniosek, że w zwykłym biegu wypadków, że bez wyjątkowych okoliczności i nadzwyczajnych ludzi liczenie na odbudowanie Polski było mylną rachubą.

W tej mylnej rachubie, czyli w obłędzie politycznym, wychowane zostały i wzrosły wszystkie pokolenia od rozbiorów do roku 1863. Potęgowała obłęd i w zaślepienie przemieniała pogarda, zwłaszcza lekceważenie czynników stojących na przeszkodzie odbudowaniu Polski. Polacy lekceważyli sobie trzy rozbiorowe mocarstwa. Dla nich Rosja była kolosem o glinianych nogach, barbarzyńską Moskwą wtedy, kiedy już na wielu polach prześcignęła była Polskę; Prusy tworem podrzędnym, dawnym lennikiem, istniejącym przypadkiem z łaski Europy; Austria zlepkiem przeznaczonym do rozpadnięcia się. Stąd to, czego pragnęli Polacy, wydawało im się łatwym, tym łatwiejszym, iż przez dziwną psychologiczną igraszkę widzieli w sobie potęgę przyszłości, zdolną zasłonić Europę przed niebezpieczeństwami, których padli ofiarą, których siły przecież lekceważyć nie przestali.

Obłęd różne przybierał formuły. Polska odbudowaną zostanie, skoro Europa zechce. Interes Europy wymaga odbudowania Polski. Odbudowanie Polski jest koniecznością europejską. Obowiązkiem Europy jest wskrzesić Polskę. Były to jakby pewniki dla narodu polskiego; nie tylko, że wierzył w nie, ale stosował do tej wiary swoje postępowanie. Czczość tych mniemanych pewników jest widoczną, ale przyznać należy, że łatwiej przyszło ją odczuć tym, którzy przeszli przez doświadczenia, niż tym, którzy mieli przez nie dopiero przechodzić.

Przede wszystkim mylny był punkt wyjścia, który zaznaczał interes, konieczność i obowiązek Europy odbudowania Polski. Wspólny interes Europy nigdy istotnie i w żadnej nie istniał sprawie ani okresie dziejowym, a już całkiem nie polegał na odbudowaniu Polski. Europa podzielona jest na zbyt wiele mocarstw, państw, narodów o sprzecznych interesach i dążnościach, aby mógł wznieść się ponad nimi jakiś jeden, wielki, wspólny interes, górujący nad tamtymi. Pozostał on także zawsze oratorskim zwrotem albo poetyczną przesadą; wreszcie obłudy formułą. Wtedy nawet, gdy groźna potęga islamu zdawała się tworzyć wspólny interes Europy zasłonięcia jej przed jego najazdem, niejedno mocarstwo, niejedno państwo europejskie poszukiwało związków z sułtanem, a Ludwik XIV sprzymierzył się z nim wtedy, gdy Turcy zapuszczali zagony w głąb Europy i wcale z oswobodzenia Wiednia zadowolony nie był. Tym więcej niepodobna mówić o interesie Europy w odbudowaniu Polski. Mogło jedno lub drugie mocarstwo interes upatrywać i korzyści czy to w utrzymaniu nadziei polskich, czy w podnoszeniu sprawy polskiej, czy nawet w utworzeniu Polski niepodległej; ale aby wszystkie w nim widzieć miały wspólny cel swoich dążeń niepodobna było ani przypuścić, ani oczekiwać i dlatego wielką pomyłką polityczną była owa wiara w odbudowanie Polski w interesie europejskim. Interes ten, jako europejski, ograniczał się, przeciwnie, do szczupłych rozmiarów.



 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama


stat4u