Zbudowane w VI w. przez cesarza Justyniana podwójne wielokilometrowe mury Antiochii dla niejednego krzyżowca wydawały się zaporą nie do przebycia. Zmodernizowane sto lat przed przybyciem krucjaty przez najlepszych cesarskich inżynierów, wzmocnione czterystoma basztami umocnienia stanowiły bardzo silny system obronny. Po północnej stronie miasta mury biegły wzdłuż rzeki, od południa chronione były wysokim grzbietem górskim, a na wschodzie i zachodzie osadzono je na stromych zboczach. Potężna i rozległa cytadela górowała nad położoną 300 metrów niżej Antiochią.
Założona przez syna jednego z diadochów Aleksandra Macedońskiego, Seleukosa I, Antiochia, w pierwszych wiekach naszej ery była jednym z największych miast świata. Zniszczone trzęsieniem ziemi i wojnami perskimi miasto zaczęło w VI i VII w. tracić na znaczeniu, a po podbiciu przez Arabów najważniejszym ośrodkiem w rejonie stało się Aleppo. Ponowny wzrost znaczenia Antiochii, choć już nie na taką skalę jak w wiekach wcześniejszych, miał miejsce w X w., kiedy to ośrodek powrócił pod władzę cesarzy. W 1085 r. miasto zostało zdobyte przez Sulajmana Ibn Kutulmisza, a po jego śmierci przeszło w ręce sułtana Malikszacha. Namiestnikiem Antiochii uczynił on Jaghi Sijana, który po śmierci sułtana praktycznie uniezależnił się spod władzy kolejnego suzerena, Ridwana z Aleppo. Umiejętne lawirowanie między otaczającymi go emiratami pozwoliło mu utrzymać się przy władzy, ale jednocześnie przysporzyło wielu śmiertelnych wrogów. Z drugiej strony Sijan zyskał jednak kilku przyjaciół m.in. Dukaka z Damaszku i najważniejszego władcę w górnej Mezopotamii, atabega Mosulu, Kerbogę.
Jaghi Sijan nie zamierzał biernie czekać na pomoc sojuszników i dobrze przygotował miasto do długotrwałego oblężenia. Zgromadził wielkie zapasy żywności, wyrzucił poza obręb murów mogących sprawić kłopoty licznych chrześcijan, uwięził patriarchę antiocheńskiego oraz z wielu mniejszych miast i zamków ściągnął dodatkowe oddziały. Mimo to problem niedoboru żołnierzy pozostał aktualny, dlatego też Sijan ograniczył działania ofensywne i nie zrobił nic, by przeszkodzić krzyżowcom w dotarciu pod miasto i rozbiciu obozowiska pod jego murami.
Krzyżowcy zablokowali jedynie trzy bramy znajdujące się po północno-wschodniej stronie miasta, pozostałe odcinki murów były na razie wolne od oblężenia. Najsilniejsze oddziały zajęły miejsca naprzeciw bram Św. Pawła i Psiej (Boemund i Rajmund IV), siły Gotfryda zablokowały bramę Książęcą. Przystąpiono również do budowy mostu łyżwowego przez Orontes, który miał połączyć pozycje Gotfryda ze wsią Talenki i umożliwić korzystanie z dróg do Aleksandretty i portu Saint-Siméon.
Od początku oblężenia przywódcy krucjaty spierali się o najlepszy sposób zdobycia miasta. Rajmund z Tuluzy był zwolennikiem przeprowadzenia natychmiastowego szturmu. Twierdził, że uda się zaskoczyć niespodziewających się ataku obrońców, ale pozostali wodzowie nie podzielali jego entuzjazmu i prześcigali się w wynajdowaniu kolejnych powodów przemawiających za koniecznością prowadzenia długotrwałego oblężenia. Największym przeciwnikiem hrabiego z Saint-Gilles był Boemund, który słusznie przewidywał, że chwała za wzięcie miasta szturmem spadnie na wszystkich uczestników wyprawy. Jemu natomiast zależało na takim przejęciu Antiochii, by nikt nie miał wątpliwości, że sukces był jego dziełem. W ten sposób chciał zdobyć prawo do objęcia rządów w zdobytym mieście. Ostatecznie zdecydowano się zaczekać na znajdujący się w pobliżu oddział Tankreda oraz na cesarskie posiłki. Szczególnie duże nadzieje wiązano z przybyciem greckiego korpusu inżynieryjnego i machin oblężniczych, których w armii krzyżowej bardzo brakowało. Spodziewano się również wsparcia przez flotę Guynemera oraz oczekiwano na posiłki przewiezione przez okręty Republiki Genui. W rzeczywistości pod murami Antiochii najszybciej zjawił się Tankred, który zajął pozycje po zachodniej stronie miasta naprzeciw Baszty Dwóch Sióstr. Z przybyciem pozostałych oddziałów było różnie.
Początkowo oblężenie miało nietypowy charakter, ponieważ miasto było otwarte zarówno dla wygnanych chrześcijan, jak i opuszczających je uchodźców. Obie strony wiedziały zatem doskonale, co dzieje się w obozie przeciwnika. Prowadzona w niemrawy sposób blokada uspokoiła Sijana na tyle, że zdecydował się na ataki niewielkich oddziałów na tyły krzyżowców, lecz z militarnego punktu widzenia działania te nie miały większego wpływu na sytuację pod Antiochią. Pierwszy poważniejszy sukces krzyżowcy odnieśli dopiero w połowie listopada. Udało im się wówczas zdobyć odległy o 10 km od miasta zamek Harenc (Hareg, Harim), z którego Turcy dokonywali większych wypadów. By obniżyć morale obrońców miasta, wziętych do niewoli jeńców tureckich zabito na oczach oblężonych.
Niewielkie zapasy żywności szybko się krzyżowcom wyczerpały i na początku grudnia wielotysięczny tłum stanął przed widmem głodu. W poszukiwaniu zapasów wysyłano liczne oddziały aprowizacyjne, lecz wiele z nich nigdy nie wracało. Niejednokrotnie okazywało się, że to obrońcy niepostrzeżenie wymykali się z miasta niedaleko Bramy Św. Pawła i na pustkowiach mordowali niewielkie grupki chrześcijan. By temu zaradzić krzyżowcy zbudowali na szczycie pobliskiej góry i obsadzili silną załogą warowną wieżę, znacznie utrudniając Turkom wymykanie się z miasta. Poprawiło to bezpieczeństwo grup poszukujących żywności, ale nie rozwiązało problemów z brakiem zaopatrzenia i Boże Narodzenie upłynęło krzyżowcom w posępnej atmosferze. Baronowie doszli do wniosku, że tylko wielka wyprawa po żywność jest w stanie odmienić sytuację. Boemund zgłosił się na przywódcę takiej ekspedycji, proponując, by towarzyszył mu Robert z Flandrii. Pozostali przywódcy nie mieli nic przeciwko temu rozwiązaniu, więc zaraz po zakończeniu świąt 20 000 ludzi opuściło obóz i skierowało się w stronę miasta Hama, gdzie spodziewano się znaleźć zasobne w jedzenie wioski.
Następnego dnia pod murami Antiochii doszło do dramatycznych zdarzeń. Na wieści o odejściu silnej grupy krzyżowców, Jaghi Sijan postanowił zaatakować pozostałych pod miastem pielgrzymów. Turcy poczekali aż oddział Boemunda i Roberta z Flandrii oddali się na bezpieczną odległość i w nocy z 29 na 30 grudnia dokonali potężnego wypadu na stojących najbliżej Antiochii Franków Rajmunda IV. Hrabia Saint-Gilles po raz kolejny dowiódł, że jest wyśmienitym dowódcą, nie dał się zaskoczyć i szybko przejął inicjatywę. Poprowadzona przez niego szarża doprowadziła do załamania tureckiego ataku i o mały włos nie zakończyła się zdobyciem miasta. Depczący muzułmanom po piętach Frankowie wpadli na most zanim zdołano zamknąć bramę, lecz w ostatniej chwili szczęście uśmiechnęło się do wyznawców Proroka. Jeden z wierzchowców zrzucił swego jeźdźca i zaczął się cofać, spychając inne konie z mostu. Na kotłujący się tłum krzyżowców uderzyli Turcy i zdołali wyprzeć ich aż do mostu łyżwowego. Antiochia pozostała niezdobyta. W nocnym starciu obie strony poniosły dotkliwe straty, ale wydaje się, że bardziej poturbowani byli chrześcijanie.
Tymczasem nieświadomi stoczonej pod Antiochią bitwy Boemund i Robert z Flandrii posuwali się szybkim marszem na południe, lecz ich spokojny marsz miał trwać już niedługo. Ku Antiochii podążała armia Dukaka z Damaszku wzmocniona wojskami atabega Tughtakina, emira Hamy oraz syna Jaghi Sijana, Szams ad-Dauli. 30 grudnia we wsi Albara przeważające liczebnie wojska muzułmanów uderzyły na posuwających się nieco z przodu rycerzy Roberta, bez trudu okrążyły ich i rozpoczęły wybijanie stłoczonych na niewielkiej przestrzeni krzyżowców. Dukak, przekonany, że walczy ze wszystkimi siłami wroga, zaangażował w walkę większość swoich oddziałów. Był to poważny błąd, ponieważ w rzeczywistości większość krzyżowców Boemund trzymał w odwodzie tak długo jak to było możliwe. Pozbawiony rezerw władca Damaszku nie był w stanie powstrzymać gwałtownego ataku świeżych oddziałów chrześcijańskich, bitwę przegrał i ostatecznie zrezygnował z dalszego marszu pod Antiochię. Obawiający się innych armii spieszących na pomoc oblężonemu miastu obaj wodzowie krzyżowców podjęli decyzję o natychmiastowym powrocie do głównych sił.
Fiasko wyprawy po żywność znacznie pogłębiło fatalne nastroje w obozie chrześcijan. Niewielkie ilości zdobytego jedzenia szybko się skończyły i wkrótce co siódmy pielgrzym umierał z głodu. Sprzyjająca krzyżowcom ludność starała się dostarczyć każdą nadwyżkę żywności, nieźle przy tym zarabiając, ale potrzeby były znacznie większe od możliwości. Z osłabienia zmarło wiele kobiet, dzieci i starców. Wielu rycerzy zdezerterowało. Padła większość koni, w całej armii pozostało jedynie 700 wierzchowców. W styczniu głód uczynił znacznie większe spustoszenie niż Turcy. Na początku lutego obóz krzyżowców opuścił Tatikios. Najprawdopodobniej zwątpił w powodzenie wyprawy, ale są też opinie, że został ostrzeżony przez Boemunda o planowanym na niego zamachu. Po wyjeździe Greka ludzie Boemunda zaczęli natychmiast go oczerniać i pomawiać o zdradę. Zarzut nikczemnego zachowania przedstawiciela cesarza miał być w założeniu Boemunda pretekstem do wypowiedzenia Aleksemu I przysięgi lennej. Innymi słowy od tej pory krzyżowcy nie mieli obowiązku zwracania cesarzowi zdobytej Antiochii, lecz powinni przekazać ją właśnie Boemundowi. By przekonać do tego większość krzyżowców, Boemund rozpuścił plotkę, że zamierza powrócić do Europy, lecz dla dobra krucjaty, za niewielką rekompensatą, jest w stanie pozostać na Bliskim Wschodzie jeszcze przez jakiś czas. Dla znacznej części pielgrzymów, ludzi prostych, nie znających się na wielkiej polityce, była to uczciwa propozycja, przypominała jednak dzielenie skóry na niedźwiedziu, bowiem pod Antiochię z odsieczą szła kolejna silna muzułmańska armia.
Tym razem z pomocą przybywał Ridwan z Aleppo razem ze swoimi wasalami: Sukmanem Artukidą i emirem Hamy. Na początku lutego Turcy zdobyli leżący niedaleko Antiochii Harenc, poważnie zagrażając rozłożonym pod miastem krzyżowcom. Na zwołanej przez biskupa Le Puy naradzie wojennej plan wyjścia z opresji przedstawił Boemund. Zaproponował on podział armii na dwie części: piesi rycerze mieli odeprzeć ewentualny atak załogi miasta, natomiast zadaniem konnych było rozbicie odsieczy. O świcie 9 lutego krzyżowcy zaskoczyli maszerujących i zupełnie nieprzygotowanych do bitwy muzułmanów, lecz pierwszy atak nie zdołał rozerwać ich szyków. Mocno zmieszani Turcy nie potrafili jednak zastosować swojej ulubionej taktyki, czyli prowadzonego z bezpiecznej odległości przez konnych łuczników ostrzału. Na krzyżowców poleciały tylko pojedyncze strzały, które nie wyrządziły im większej szkody. Rycerze wycofali się, uporządkowali swe szyki i zanim wróg zreorganizował własne oddziały, ruszyli do kolejnej szarży. Tym razem ciężkozbrojna jazda przetoczyła się przez Tureckie szeregi niczym potężny walec. Uciekający w popłochu żołnierze pierwszej linii, którzy cudem przeżyli atak, wpadli na stojących z tyłu towarzyszy, mieszając szyki i uniemożliwiając wykonanie kontruderzenia. Liczna, lecz ogarnięta paniką armia Ridwana z Aleppo, nie potrafiła stawić skutecznego oporu. Zwycięstwo krzyżowców było całkowite.
Tego dnia zacięty bój stoczyła również piechota. Jaghi Sijan wysłał poza mury Antiochii praktycznie cały garnizon, zostawiając w mieście tylko niezbędne minimum sił. Turcy zdołali zepchnąć krzyżowców do obrony, jednak gdy zobaczyli powracających w porządku konnych rycerzy, zrozumieli, że idąca z odsieczą armia została rozbita i dalsza walka nie ma sensu. W tej sytuacji Sijan natychmiast wydał swoim ludziom rozkaz powrotu do miasta.
Rozbicie armii Ridwana z Aleppo pozwoliło krzyżowcom na przechwycenie dużych zapasów żywności i uzupełnienie liczby koni, jednak w dłuższej perspektywie czasu nie poprawiło to znacząco ich sytuacji. Większe znaczenie miało przybycie do portu Saint-Siméon angielskiej floty wiozącej bardzo dużo materiałów budowlanych i sporą liczbę cieśli. Ta nieoczekiwana pomoc o mały włos nie pozbawiła krucjaty dwóch najważniejszych przywódców. Rajmund IV i Boemund zapragnęli przejąć ładunek oraz zwerbować żołnierzy dla siebie i czym prędzej wyruszyli do portu. 6 marca, już w drodze powrotnej, wpadli w zasadzkę i zostali całkowicie rozbici przez oddział Turków z Antiochii, zdołali jednak wyjść cało z pogromu. Zorganizowana naprędce przez Gotfryda grupa wysłana na pomoc niedobitkom została natomiast zaatakowana przez inny oddział Jaghi Sijana, który miał ułatwić powrót żołnierzom uczestniczącym w zasadzce. Tym razem krzyżowcy nie dali się zaskoczyć i rozbili oba oddziały muzułmanów, odzyskując utracone wcześniej zapasy.
Na początku kwietnia zostały zablokowane wszystkie większe bramy miejskie, wolna od oblężenia została tylko wąska Brama Żelazna oraz odcinek murów biegnący zboczami góry Silpion, ale drogi te nie nadawały się na przyjmowanie większych konwojów. Odcięcie miasta od świata zewnętrznego znacznie pogorszyło sytuację żywnościową obrońców, jednocześnie poprawiając ją w obozie krzyżowców. Liczni kupcy, którzy do tej pory sprzedawali towary w Antiochii, teraz przerzucili się na handel z chrześcijanami, za nic mając względy inne od zarobkowych. Nie bez znaczenia był też fakt, że zablokowany garnizon nie mógł urządzać zasadzek na wyprawiających się po żywność krzyżowców, mogli więc oni zapuszczać się dalej i częściej. Ponad to na poprawienie sytuacji pielgrzymów miała wpływ wiosenna poprawa pogody oraz przechwycenie przez Tankreda dużego konwoju z żywnością przeznaczoną dla garnizonu miasta, a wysłaną przez... chrześcijańskich Syryjczyków i Ormian.
Wiosną w obozie chrześcijan przebywało poselstwo kalifa fatymidzkiego Al-Mustalego. Egipscy Fatymidzi byli odwiecznymi wrogami Turków i liczyli, że z pomocą Franków, których uważali za cesarskich najemników, zlikwidują tureckie imperium, zagarniając Palestynę. Krzyżowcy mieli zabrać północną Syrię, czyli przywrócić stan posiadania Bizancjum sprzed tureckich podbojów. Posłów przyjęto z gościnnością, podarowano im bogate dary, lecz nie podjęto żadnej współpracy militarnej. Był to bardzo poważny błąd, ponieważ wkrótce okazało się, że pod Antiochię idzie armia Kerbogi, najpotężniejsza ze wszystkich dotychczasowych armii muzułmańskich. Baronowie spróbowali choć w części naprawić swój błąd, negocjując z Dukakiem z Damaszku neutralność, ale ten odmówił, mając nadzieję na odegranie się za wcześniejszą porażkę. Chyba wszyscy krzyżowcy zdawali sobie sprawę, że tym razem przewaga liczebna wroga będzie tak duża, że osłabiona wielomiesięcznym oblężeniem armia zostanie w końcu pokonana i krucjata zakończy się całkowitą klęską. Mimo rosnącej niechęci do Greków, baronowie wystosowali list do Aleksego I z rozpaczliwą prośbą o pomoc. W tym czasie cesarz przebywał ze swą armią w Azji Mniejszej i teoretycznie mógł przybyć krzyżowcom z odsieczą.
Gdy większość krzyżowców myślała jak spod Antiochii cało ujść z życiem, dla Boemunda głównym problemem było szybkie zdobycie miasta i zachowanie go dla siebie. Na oddanie Boemundowi władzy w mieście stanowczo nie zgadzał się Rajmund z Tuluzy, którego wspierał swoim autorytetem biskup Le Puy, stojący na stanowisku, że tylko papież ma prawo nadawać w lenno ewentualne zdobycze. Dramatyczna sytuacja skłoniła jednak krzyżowców na pewne ustępstwa i Boemund otrzymał obietnicę przekazania mu władzy, jeśli jego wojska jako pierwsze wejdą do twierdzy i jeśli wcześniej z odsieczą nie przybędzie Aleksy I. Mając takie zapewnienie pozostało Boemundowi „jedynie” zdobycie miasta.
Od pewnego czasu Boemund utrzymywał kontakt z jednym z dowódców Jaghi Sijana, Firuzem − dowódcą załóg trzech baszt. Firuz, z pochodzenia Ormianin, zrobił karierę w tureckiej administracji, ale nigdy nie wyrzekł się swoich korzeni. Gdy między nim a Jaghi Sijanem doszło do poważnego konfliktu w sprawie ukrycia zboża, Firuz stał się doskonałym materiałem na zdrajcę i tylko brak czasu mógł uniemożliwić Boemundowi przeciągnięcie go na swoją stronę, ale jak wiemy dzięki zaciętej obronie Edessy armia Kerbogi miała spore opóźnienie. Rozmowy były utrzymane w największej tajemnicy, pośrednikami byli jedynie Ormianie, natomiast nawet najbliżsi współpracownicy Boemunda nie mieli pojęcia o jego planach.
2 czerwca do Boemunda przybył syn Firuza z informacją, że w nocy ojciec gotowy jest wpuścić krzyżowców przez Basztę Dwóch Sióstr. Aby uśpić czujność obrońców Firuz zaproponował upozorowanie wyprawy przeciwko nadciągającej armii Kerbogi. Tak też się stało: przed zachodem słońca, po naradzie z dowódcami krucjaty, na której Boemund poinformował ich o planowanym ataku, niemal cała armia krzyżowców wyruszyła na wschód i zniknęła mieszkańcom miasta z oczu. Turcy byli całkowicie pewni, że mają teraz kilka dni spokoju, pod osłoną nocy chrześcijanie wrócili jednak pod Antiochię i po wymianie ustalonych sygnałów niewielki oddział rozpoczął wspinaczkę po drabinie do wnętrza Baszty Dwóch Sióstr. Szybko wymordowano nieliczne załogi kilku sąsiednich baszt, a część żołnierzy wspólnie z miejscowymi chrześcijanami wyrżnęła obrońców bram Mostowej i Św. Jerzego. Po otwarciu wrót, do walki włączyły się główne siły krzyżowców. Los miasta był już wtedy przesądzony.
Armia krzyżowa rozlała się po całym mieście w poszukiwaniu muzułmanów. Nikt nie otrzymywał pardonu, ginęli mężczyźni, kobiety i dzieci, w bitewnym zamieszaniu życie straciło też wielu chrześcijan. Jaghi Sijan szybko zorientował się, że Antiochia jest stracona i uciekł z miasta, ale zginął kilka godzin później z rąk miejscowej ludności. Więcej zimnej krwi zachował jego syn Szams ad-Daula, który zebrał wokół siebie kilkuset żołnierzy i zdołał przedrzeć się do cytadeli. Ich śladem podążał Boemund, ale przeprowadzony na ostatni bastion szturm został krwawo odparty, a sam Boemund został ranny. Garnizon cytadeli w żaden sposób nie mógł zagrozić plądrującym krzyżowcom, został więc pozostawiony w spokoju. Rzeź mieszkańców trwała wiele godzin i nad ranem w mieście poza garnizonem cytadeli nie było już żywych muzułmanów.
Opanowanie Antiochii było wielkim triumfem chrześcijaństwa, bez którego dalsze kontynuowanie wyprawy byłoby praktycznie niemożliwe. Tylko rozległe umocnienia miasta były w stanie obronić krzyżowców przed nadciągającą armią Kerbogi i mogły dać chwilę wytchnienia znużonym wielomiesięcznym oblężeniem tłumom cywilów.
[źródło: historyczne bitwy]
« poprzednia | następna » |
---|