Uwierz, abyś mógł zrozumieć.
św. Augustyn
Tajemnicą poliszynela (po niemiecku offenes Geheimnis, starożytni Rosjanie mawiali Fama est…, a Polacy Wieść gminna …), a jednocześnie ciekawostką semantyczno-leksyklną są metody i formy prowadzenia ze sobą w dzisiejszych czasach dialogu przez możnych tego świata. Teraźniejsza wszechglobalna demokracja szczyci się m.in. wygenerowaniem świata bez wojen, zwłaszcza tych światowych i wszelkich innych plag, które drzewiej gnębiły ród ludzki. Jak się bowiem można domyślać, bez specjalnych łamańców intelektualnych, dzisiejsze dopusty (HIV, głód, ocieplenie, wściekłe krowy, szalejący drób, płodzenie dzieci, długowieczność starców) są pod pełną kontrolą i występują, poprzedzane propagandą medialną, w tak odpowiednio dobranym miejscu i wybranym czasie, że same w sobie stają się czytelnym komunikatem (czy raczej ostrzeżeniem) skierowanym do konkretnego odbiorcy.
Może nim być określone państwo i jego przywódcy, mogą być światowi producenci, a z drugiej strony odbiorcy ich towarów, czyli całe społeczności, w umysłach których odpowiednio nadrukowywane zostają pożądane przez dyspozytorów promulgacje. Dzięki takim posunięciom zupełnie nieświadomie, bądź ze świadomością tego, że sami jesteśmy tacy oryginalni i dokonaliśmy takiego a nie innego wyboru, wiemy jak należy odnieść się do danego wydarzenia, kogo i za co potępiać, kogo zaś uczynić swoim guru, co oglądać, co czytać i co o tym sądzić, co jeść i pić, a czego unikać, dokąd się przemieszczać na wakacje, a w końcu nawet – i to jest najważniejsze – kogo dla dobra wspólnego, racji stanu, uspokojenia sumienia po prostu odstrzelić.
W dzisiejszych światłych czasach rozumu i techniki linie frontu nie przebiegają tak wyraziście, jak chociażby w trakcie ostatniej wojny światowej, innego już typu sztabowcy analizują współczesne strategie, sztukę operacyjną czy taktykę walki z mniej lub bardziej wirtualnym nieprzyjacielem. Coraz częściej przedmiotem, a nie podmiotem, takiej interakcji stają się rodzime społeczności globalnych dysponentów. A miejscem niejednokrotnie tytanicznych zmagań kreatorów naszej rzeczywistości są dzisiaj lotniska cywilne (Moskwa), stacje metra i stacje kolejowe (Tokio, Londyn, Madryt, Bolonia), biurowce (Nowy York, Barcelona), centra handlowe (Oklahoma City, Ryga), dzielnice mieszkalne (Moskwa), teatry (Moskwa), piwiarnie (Monachium), szpitale (Budionowsk), szkoły (Biesłan).
Gdy trzeba wzmocnić siłę przekazu, dialog między „partnerami” sceny politycznej zaczyna przypominać licytację w pokerze. My wam w lotnisko, sprawdzicie nas czy przebijecie? A może jednak się ugniecie i zgodzicie się na naszą gospodarczą czy militarną obecność w takiej czy innej części świata. A może zostaniemy sojusznikami i przywalimy temu trzeciemu, wykazując np. jak słabą ma gwardię narodową, obronę powietrzną czy służby specjalne. Ktoś nam bruździ w układance i nie chce grać znaczonymi kartami? – z całą pompą sprowadzimy go na ziemię, tyle że w kawałkach. Jak urobić opinię publiczną, jak przekonać świat czy choćby własnych obywateli o potrzebie lokalnej interwencji w którymś z zapalnych rejonów globu. Nic prostszego jak wzbudzić jego słuszny gniew np. widokiem zabitych czy okaleczonych dzieci. Co trzeba zrobić, aby w większości jeszcze jako tako liczących się państw przewartościowano myślenie o zagrożeniach czasu pokoju i czasu wojny, wprowadzając jednocześnie w jego struktury własnych doradców, specjalistów od szkoleń w zakresie np. terroryzmu, już chyba nie trzeba łopatologicznie wyjaśniać. Od 11 września 2001 r. proces ten lawinowo przetacza się przez struktury państwowe Europy i Ameryki, począwszy od sączenia jadu w umysły najmłodsze (pod eufemistyczną nazwą edukacji) po penetrowanie kont emerytów.
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że współczesny „dialogiczny” teatr działań wojennych, taki jakim wypracowała go przez ostatnie wieki poczwara zwana demokracją, obejmuje szerokie spektrum funkcjonowania zbiorowości ludzkich. Przecież przy okazji każdego zdarzenia (zamachu, ostrzeżenia, sygnału) poruszane zostają żywotne zagadnienia dotyczące m.in. niedociągnięć w zakresie komunikacji, budownictwa mieszkaniowego, handlu, usług, szkolnictwa, kultury i sztuki, czyli tego wszystkiego, co powinno być potrzebne systemowo wygenerowanym humanoidom, jak stado baranów periodycznie pędzonym do urn wyborczych, aby przyklepać i legitymizować istniejące status quo. Wiadomo przecież powszechnie (właśnie dzięki mediom), że cały czas, niczym miecz Damoklesa, wisi nad nami widmo (to chyba najwłaściwsze określenie) wirtualnego fantomu pn. Al-Kaida (po polsku: platforma) i tym podobnych paraoficjalnych struktur, które gdy będzie trzeba wezmą na siebie każdą niegodziwość i, niczym tytułowy gruppenführer Wolf z kultowego serialu PRL i III RP, gorliwie wypełnią kolejne zadanie zleceniodawców.
« poprzednia | następna » |
---|