Kłamstwo jest środkiem nie tylko dopuszczalnym,
ale najbardziej wypróbowanym w walce z przeciwnikami bolszewizmu.
Lenin
Jeśli się nie chce być ciemnym, głupim i naiwnym, jak cielę w pierwszych dniach swego życia, trzeba się nauczyć odróżniać żydowskie wpływy, żydowską inicjatywę, żydowską rękę we wszystkich przewrotach świata, w Europie, w Afryce, w Azji, wszędzie, gdzie przygotowuje się hekatomby, systematyczne, zaciekłe niszczenie umysłów i mięsa Ariów. Trzeba się nauczyć odróżniać w życiu codziennym barwę, ton i przechwałki żydowskiego imperializmu, żydowskiej (czy masońskiej) propagandy, trzeba umieć przenikać do głębi wszystkie te mroki, orientować się w tym labiryncie frazeologii, w przyczynach wszystkich klęsk, nieszczęść, trzeba się znać na tej komedii, na tym uniwersalnym kłamstwie, na nieustępliwej żydowskiej megalomanii, na wszystkich odmianach żydowskiej obłudy, na żydowskim rasizmie, raz jawnym, raz aroganckim albo znów nieprzytomnym, na żydowskim oszustwie, trzeba rozumieć sens wielkiego zbrojenia tej kosmicznej permanentnej apokalipsy.
Trzeba mieć dobry węch, by umieć zwęszyć diabła bardzo z daleka, w każdej dziurze, we wszystkich kątach świata, pomiędzy wierszami każdej pozornie niewinnej gazety — prawicowej czy lewicowej — trzeba się znać na każdym podstępnym chwycie, mocnym, swoistym, na każdym przychylnym epitecie, na każdej pochwale, na szczerości publicystycznego świecenia baki, na każdej złośliwości tak zwanej bezstronnej oceny. Dla celów żydowskiego triumfu nie ma nic obojętnego. Każdy decigram, każdy półton pochwały, dodany w odpowiednim momencie choćby nawet nie na temat, ma duże znaczenie dla po¬wodzenia parszywca, dla jego zaprezentowania. Żart, dowcip, utwór, czyn każdego, obojętne, jakiego Żyda, najmarniejszego autora, malarza, pianisty, bankiera, szulera, żydowska książka, obraz, piosenka — to zawszę i wszędzie, tak czy owak cegiełka, to wibrujący atom w budo¬wie więzienia, więzienia dla nas Aryjczyków, z żydowskimi dyrektorami na czele. Dla udoskonalenia żydowskiej tyranii, nic nie zostało stracone. Jeśli wszystko się „wydyma”, to wszystko robi się dla „Żyda”. Tej wewnętrznej kolonizacji dokonywa się albo łagodnie albo przemocą, zależnie od rytmu żydowskich potrzeb w danej chwili… We Francji dokonywa się tego zaboru jeszcze w rękawiczkach, ale długo już to nie potrwa.
Wystawa z roku 1937 dała nam wspaniały, druzgoczący dowód tej kolonizatorsko-żydowskiej furii, co raz mniej liczącej się z uczuciami i reakcją tubylców, z każdym dniem tym bardziej widocznej, tym bardziej wrzaskliwej, im więcej tubylcy są ulegli, płaszczący się, tchórzliwi. Ten zdradziecko morderczy fanatyzm wkrótce zupełnie straci przytomność. Tak jest z tym szparagiem Pokoju, wsadzonym monumentalnie pośrodku Trocaderą. Jak się wam podoba ta olbrzymia żydowska gwiazda na szczycie krzaka, gwiazda króla Dawida, gwiazda synagog? Co ona wam mówi? Oto co: "Francuzi, od tej chwili Żydzi będą robili z wami co będą chcieli. Ten zgniły kodeks uświęca ich triumf. Niech tłum sobie to powtarza. Dla pokoju żydowskiego poniesie jutro swe flaki we wszystkie strony świata. Tak postanowiono. Na kolana, ludu!... i milczeć!... Czekając na dalsze rozkazy, wystawić swe pośladki i dawać forsę!"
Zanim opuścicie triumfalne ghetto z 1937 r. rzućcie jeszcze okiem na pawilon literatury, wszak tyle się nim chełpiono. Taka sama lepka sałata, taki sam podstęp, takie samo tendencyjne oszukaństwo. Przypatrzcie się z bliska natrętnym i krzykliwym plakatom, tak starannie objaśniającym, tym ostrożnym referencjom, tym eliptycznym schematom! Cóż one nam chcą powiedzieć? Na co nam się każą od razu zgodzić, co uznać, proklamować? I na baczność! „Decyzją naszych panów, naszych ministrów, przed tym żydowskich artystów, żydowskich krytyków, decyzją długo, powoli przez nich przygotowywaną, głęboko przemyślaną i mającą moc prawa, dowiedziono niezbicie jasno, klasycznie, że z dniem dzisiejszym nieuleczalny pyszałek Prout-Proust, „Miche juive aux Camélias”, będzie miał tę samą godność, będzie zajmował w podręcznikach, w umysłach, wszędzie i pod każdym względem to samo miejsce, ten sam stopień, co i Honoriusz Balzac”. Trąbić! Wyraźnie! Triumfalnie! Albo się na to zgodzić, albo zdychać! Jest tak, jak wam mówię.
A teraz chcecie posłuchać innej muzyki? Innego tonu trąbki? Nieco poważniejszego? Zgoda. Raczcie więc tym razem posłuchać p. Hore Belisha Żyda na stanowisku angielskiego ministra wojny. Po powrocie z francuskich manewrów wyraża nam swoje zaufanie, swój wielki entuzjazm, swój zachwyt dla karności, dla wytrzymałości na największe trudy, dla wspaniałej bojowej postawy naszych żołnierzyków… Posłuchajcie mowy Ben Hore Belisha: „Jestem teraz przekonany, że armia francuska jest najlepszą armią świata, że będzie zawsze umiała stworzyć silną zaporę i zwycięsko przeciwstawić się wszelkim próbom inwazji… Naszą granicą jest Ren”. To zachwycająco uprzejme. A dobrze przetłumaczone z żydowskiego na francuskie, znaczy:
"Bidart! Nor. bert! Lacassagne! Miraillet! Lendormi! Liczę na was, przyjaciele… chamy. I to bardzo rychło! Bądźcie gotowi, bez przymusu, rzucić się na druciane zasieki! Jak tylu innych takich samych, jak wy, zaprzedańców. Niech wasze mięso na coś się przyda!… Już wielki czas!… Niech broni, jak należy pomyślności, szczęścia wysp judeo-brytyjskich. Wasze kości będą doskonałą barierą dla naszych wspaniałych angielskich ogrodów. Nie cieszycie się, nie wykrzykujecie z radości? Merde! Czemuż więc chcecie służyć? By gosh. Wiwat król. Wiwat różne Lloyd’y. Wiwat Tahure. Wiwat City. Wiwat pani Simpson! Świat, to żydowski lupanar".
Piętnaście milionów Żydów ujarzmi pięćset milionów Ariów
We Francji szary człowiek, ten, na którego barkach wszystko się skrupi, który zaludni wszystkie okopy, słabo zna Żydów, nie rozpoznaje ich w masie. Nie wie nawet, gdzie się znajdują ich pyski, nie wie, że mogą mieć swoje własne sposoby postępowania.
Przede wszystkim wszystkie Żydy się maskują, przerabiają nazwiska, jak granice, raz się nazywają Bretończykami, Owerniakami, Korsykaninami, to znów Turandotami, Durandami, Cassouletami, wszystko jedno jak, byle zwieść, oszukać…
Najmniej niebezpieczne, najmniej zdradzieckie w tej bandzie są nazwiska Meyerów, Jakobów, Lewych. By poznać trochę Żydów, trzeba sobie zadać nieco trudu. Lud zaś takiego trudu nie lubi. Dla ludu Żyd jest człowiekiem, jak każdy inny, to mu całkowicie wystarcza za wszelkie wyjaśnienia. Fizyczne i moralne cechy Żyda, jego nieprzebrany arsenał podstępów, chytrości, przebiegłości, pochlebstw, jego nieprzytomna zachłanność, jego niezwykła zdradliwość, jego nieubłagany rasizm, jego niesłychana zdolność do kłamstwa, absolutnie i samorodnego, potwornego w swej bezczelności, Aryjczyk przyjmuje przy każdej okazji, i znosi, rozpływa się w tym, grzęźnie, ginie od tego, nie zastanowiwszy się ani na chwilkę, co ! mu się stało, co się z nim dzieje, co to za dziwna muzyka. Zdradzony z bebechami umiera, jak żył, nie dowiedziawszy się prawdy, nie przejrzawszy ani na chwilę na oczy. Całą swą istotą działa wyłącznie dla pomyślności, dla chwały swego pasożyta najbardziej uporczywego, najbardziej żarłocznego, najbardziej rozkładowego, dla Żyda, lecz nigdy tego nie widzi, nie zdaje sobie z tego sprawy. Z każdych wydanych przez nas dwudziestu centymów piętnaście idzie do kieszeni Żyda. Nawet ścierwo Aryjczyka będzie mu zawsze służyć do jego chwały i propagandy. W naturze istnieje zaledwie kilka bardzo rzadkich gatunków ptaków, mających tak mało samozachowawczego instynktu, tak bezgranicznie głupich, tak łatwo dających się oszukiwać, jak ci Ariowie… Tylko najbardziej durne gatunki ptaków wysiadują jaja kukułki, hodują kukułcze pisklęta, które zaledwie zdoławszy się wykluć, usuwają z gniazda przybranych rodziców wszystko, co nie kukułcze. Prawi właściciele gniazda są tak bezdennie głupi, że nie umieją poznać podrzutków, tak samo, jak Francuz nie poznaje Żyda, który pożera, rujnuje, pustoszy, oszukuje, niszczy, rozkłada jego własną ojcowiznę. Ta sama groteskowa beztroska, ten sam niewzruszony, zapowietrzony spokój, ta sama umysłowa tępota wstrętnego pyszałka.
Człowiek zachodu reprezentuje idealną ofiarę, ofiarę absolutnie gotową, oddaną Żydom, żydowskim poglądom, mętnej, wieszczącej dialektyce Żyda, jego socjalistyczno-komunistycznemu gadulstwu. Ideologicznie Aryjczyk jest rogaczem, jest skowronkiem, który nigdy nie zawiedzie, który da się zwabić Żydowi na błyskotki. Rzuca się żarłocznie na każdą przyprawioną naukowo-postępowo-socjalistycznym sosem blagę. Już jest gotów. Nic go nie powstrzyma. Wpada w zachwyt, w zapamiętałość, staje się podobny do papugi. Gotów jest umrzeć dla żydowskiej blagi. Zwróćmy uwagę, że Aryjczyk jest znakomicie przygotowany do tego przez swoje dziedzictwo, że dzięki brzydkim hipermałostkowym zwyczajom swej wiejskiej przeszłości, stał się zatwardziałym rogaczem, nieufnym i głupim, że jest w najwyższym stopniu bierny i pyszny, jest wprost nadzwyczajną ofiarą.
Aryjczyk nie podróżuje nigdy, pleśnieje, jak krowie łajno w trawie. To nieuleczalny plotkarz, z tradycji, z zamiłowania. nic nie wie, nic nie czyta. Mówi, ciągle mówi, upaja się swymi własnymi słowami. Jest zarozumiały, uważa się za krytyka. „Może kłamać kto przybywa z daleka”. Żyd łatwiej kłamie, niż oddycha! Czy pan jest Żydem? Ach, skądże znowu! Jak pan może! Jestem Katalończykiem. Patrz pan na moje włosy. Jestem Baskiem! Czarownikiem! Albańczykiem, sportowcem, handlarzem, strażakiem, wszystko jedno, czym… Ale Żydem? Fe!… Żydem nigdy!…
Lud nie wierzy w Żydów. Przeciwnie, głęboko wierzy, że Żydzi w ogóle nie istnieją, że Żydzi to podła tendencyjna bajka, to złośliwy wymysł ssących ludzką krew „nazistów”.
Ani jego gazeta, ani radio, ani kino nie mówi mu nigdy o Żydach, a jeśli nawet zostanie poruszony ten drażliwy temat, to z takimi ostrożnościami, pochwałami, z taką powodzią komentarzy, wyrażających bezgraniczny szacunek i bałwochwalczy podziw. „Niezwykła inteligencja, niebywała, fenomenalna przenikliwość polityczna przywódcy "naszego rebe Bluma…“ Takie oto słowa słyszy zawsze, gdy mowa o Żydach.
Niech tylko jakiś zwykły Francuz pozwoli sobie powiedzieć otwarcie, że nie lubi Żydów, że nie znosi żydowskiego rasizmu, żydowskiego szwindlarstwa, zostaje zaraz, natychmiast, bezapelacyjnie zaliczony pomiędzy największych łotrów, staje się niesłychanie rzadkim okazem nieuka, przykładem absolutnie niedopuszczalnego wstecznictwa, tępakiem, wrogiem wszelkiego postępu, godnym politowania głupcem, wyznawcą wstrętnych I rasowych przesądów, zacofanym magotem, zasuszoną mumią, nieruszaną od czasów wielkiej kloaki Dreyfusa. Wreszcie czymś tak okropnym, tak monstrualnym, że nie można na to patrzeć, nie można tego słuchać, nie można o tym myśleć bez obrzydzenia.
Żyd złożony jest z 85% bezczelności i 15% próżni. Aryjczykowi zupełnie brak tupetu. Dzielny jest tylko na wojnie, w życiu zaś to nieśmiały baran. Gdy go chcą zawstydzić, natychmiast się wstydzi. Wstydzi się swojej własnej rasy! Połknie wszystko, co powiedzą, we wszystko uwierzy. To znaczy wierzy w to, czego chce Żyd. Żydzi zaś bynajmniej nie wstydzą się ani swej rasy, ani swego obrzezania, przeciwnie… Gdyby się wstydzili swego żydostwa, to w ciągu tylu wieków byliby się rozpłynęli w masie innych narodów, i dziś nie mielibyśmy ani Żydów ani żydowskiego rasizmu. Ich żydowskość nie jest dla nich wadą, przeciwnie, jest ich dumą, ich najwyższą, najpiękniejszą chlubą, ich histerią, ich religią, ich fanfaronadą, ich tyranią, całym arsenałem najfantastyczniejszych przywilejów. Marzą o tym, że zostaną panami świata i będą nim rządzić coraz to bardziej despotycznie. „Mity rasowe” to dla nas, my mamy wierzyć, że rasa, że naród to tylko mit, to szkodliwe kłamstwo! Dla nas więzienia! Dla nas niewola! Trzeba być głupim, jak aryjczyk, aby nie dostrzegać, nie widzieć tych uderzających swoją oczywistością znamion żydostwa, które włada nami, osacza nas, gnębi.
Żyd korzystając z próżności i naiwności goja, opanował go bez wysiłku z bebechami, do szpiku kości. Żyd zawsze wygrywa. Ze skromnego i prostego Aryjczyka żyd zrobił snoba, niby krytyka, świetnie przygotowanego do automatycznego poniżania, do niszczenia swych plemiennych braci, do podejrzliwości względem nich, lecz w żadnym razie, nigdy do „krytyki” fantasmagorii żydowskiej. Aryjczyk jest po prostu tylko żydowską małpą. Wykrzywia się na komendę Żyda. W naszych czasach najbardziej tępy goj staje dęba, buntuje się, jeśli ma podejrzenie, że może zachował w sobie jeszcze kilka drobnych rasowych przesądów. Niepokoi się, lęka, że może być nie dość postępowy, nie dość modny, liberalny, nie dość międzynarodowy, demokratyczny, smokingowy, nie dość politycznie wolnomyślny, co oznacza praktycznie, że nie jest dość dobrze zorientowany, dość trzymany przez Żydów w szponach, dość przez nich opanowany, dość bezpłciowy, uległy, posłuszny, zżydziały we wszystkich swych członkach, w każdej kropelce swej spermy, swej krwi, aż do ostatniej nitki swego odzienia, najdrobniejszej cząsteczki swego chleba, że nie jest dostatecznie zafajdany przez Żydów… dla Żydów. Jeżeli okaże nieco ciekawości, nieco podejrzliwości, prędko zostanie przy wołany do porządku, wnet zrozumie, wnet nauczą go tak, iż wszystkim powtarzać będzie, że nie ma, że me może być na świecie nic większego, wybitniejsze¬go, szlachetniejszego, doskonalszego, ponad Żyda, ponad to, co żydowskie… Ani uczony, ani minister, ani malarz, ani reżyser, ani primadonna teatru ,ani piosenka, ani szwaczka, ani finansista, ani architekt, ani doktór itd. — nikt i nic nie może przewyższyć Żyda!
Wybrana, utalentowana rasa! I Zaćmiewa, przoduje, dystansuje, zostawia nieskończenie daleko poza sobą ten nędzny, godny politowania, głupi drobiazg, odpadki ludności tubylczej, tych drwiących gadułów, bezmózgich, zgorzkniałych, zapleśniałych, pretensjonalnych patałachów, tę naiwną hołotę, której już sam widok przyprawia o mdłości — do tego stopnia są ci współzawodnicy głupi, niemrawi, niedołężni, groteskowi. Hi, hi! hi! ludożercy, plotkarze, błazny, smarkate, nędzne wesołki, brudna, zwyrodniała rasa, duchowe wyrzutki, kasta rabów, do których przynależność nigdy nie może być zaszczytem! Wstyd nad wstydy! Hańba! Nie mieć w sobie kropli krwi żydowskiej, to w naszych czasach mniej Więcej być „nieczystym”.
Ci, co tu i owdzie pozwalają sobie na pewne figle, na psoty, co zachowali jeszcze pozory egzystencji, zawdzięczają to jedynie wielkiej pobłażliwości władz żydowskich, ma tu miejsce tylko wstrzymanie wykonania wyroku, które każdej chwili może być odwołane. Gdy goj zachowuje się poprawnie, może jeszcze przez pewien czas liczyć na wyrozumiałość; pozwolą mu być j do czasu belfrem, konowałem, i wiejskim strażnikiem, członkiem gwardii ludowej, policjantem, pacykarzem, dniówkowcem. Lecz gdy zaczyna mieć niezdrowe ambicje, niedopuszczalne zachcianki, gdy zaczyna przebąkiwać o przeniesieniu się do miasta, wówczas biada mu! Sto piorunów na jego głowę! Zdeptać! Zmiażdżyć poczwarę. Niech nie zapomina, że światem rządzą Żydzi, że „biały” może być jedynie robotnikiem lub sołdatem i koniec! Artystą, pisarzem, „szefem”, może i musi być tylko Żyd!
Selekcja dokonana pierwszorzędnie, zapory mocne, niewzruszone. Wszystkie gazety, prawicowe i lewicowe są do tego stopnia zażydzone, zżydziałe, tak uzależnione od Żydów, że gdyby która z nich pozwoliła sobie choćby jednym słówkiem zdradzić to co się naprawdę dzieje, czy w metropolii, czy w koloniach, w głębi tajników naszych najżywotniejszych interesów narodowych, natychmiast odebrano by jej wszelką możność dalszej egzystencji.
Jeżeli się zdarzy jeszcze w tej lub owej dziurze jakiś antysemita, jakiś przedziwny uparciuch, to jest on tylko straszydłem, pośmiewiskiem. Jego niezadowolenie, jego wystąpienia, wszystkie jego słowa i czyny są absolutnie bezskuteczne, są uważane za rażąco niestosowne. Trzeba przecież jeszcze dobitniej klęczącym kornie masom dowieść śmieszności głupich, niesmacznych wybryków, donkiszoterii tych odosobnionych wystąpień. Doskonale! Niech lud ma rozrywkę, niech się bawi kosztem tych klownów!
Sprawa jest pogrzebana już od czasów Dreyfusa, już od Dreyfusa Francja należy do Żydów, należy ciałem i duszą, do Żydów międzynarodowych. Wszyscy oni są międzynarodowcami. Francja to kolonia międzynarodowych władz żydostwa. Wszystkie próby buntu krajowców, wszystkie usiłowania, mające na celu wyrugowanie Żydów, wszelka walka z góry skazana jest na sromotną przegraną. Zmaterializowana, zracjonalizowana gruntownie, zchamiona, ujarzmiona przez żydowską podłość Francja, zalkoholizowana aż do szpiku kości, miglancowata, sprzedajna, wyjałowiona doszczętnie z wszelkiego liryzmu, a ponadto wyniszczona maltuzjanizmem — przeznaczona jest przez Żydów na zagładę, na entuzjastyczną masakrę. W takich warunkach każdą rebelię czeka jeden jedyny los: szybkie zlokalizowanie, masakra rebeliantów i nowe, jeszcze cięższe represje, jeszcze cięższe prześladowania…
Francuzi już nie mają duszy
Duszę Francuzów pożarł rak zepsucia, wrzód złośliwości. Lecz są oni mimo to bardziej tępi, bardziej skostniali, niż zepsuci i złośliwi. Każdy antyżydowski wysiłek, natychmiast potęguje świerzbienie skóry żydowskiej, świerzbienie nigdy nieustające, wielką żydowską propagandę „żydowskiego męczeństwa” dla sprawy żydowskiego zwycięstwa, którego im zawsze za mało, którym się nigdy nasycić nie mogą. Żyd będzie się pastwił nad nami aż do skończenia świata, aby się pomścić za obcięcie mu napletka. To napisane. To wesołe. Każda antyżydowska kampania wywołuje natychmiast w odpowiedzi tysiące żydowskich zebrań, zjazdów, kongresów, roznamiętnionych, rozgorączkowanych jeszcze większymi, zroszonymi łzami krokodylimi żądaniami, usprawiedliwia powódź nowych petycji, wreszcie wybucha straszliwe wycie, dzika sarabanda, huk wszystkich organów nadmuchanych i przedmuchanych nieustającymi żydowskimi jeremiadami… syczące żydowskie przekleństwa.
Nie ma nic dość niskiego, dość hańbiącego, za pomocą czego można by należycie odmalować przed zgorszonym, przed oburzonym światem całą potworność tej niebywałej bezczelności, te fenomeny, te bunty aryjskiego bydła, które nie chce połknąć, strawić, zasymilować, po¬godzić się z diabolicznym tupetem Żydów, z setkami tysięcy kataklistycznych świństw żydowskich. Wampiry! Jaskiniowce! Łajdaki! Lubieżniki! Cyrkowcy! Pajace! Prześladowcy męczenników! Katy! Zwierzęta, dyszące żądzą demokratycznej krwi! Trędowate pachołki faszyzmu! Apokaliptyczny harmider napełnia cały świat. Drżą, pękają od niego mikrofony. Rozlega się echem we wszystkich zakątkach ziemi. Głuszy, rozbija na proch wszelki, najmniejszy nawet sprzeciw!
Daremny wasz wysiłek, niewolnicy Żydów! Nie będziecie słyszani! Choćbyście pękali. Na nic wam się to przyda. Infernalny harmider żydowski, blaga o prześladowaniach dominuje, tłumi, zaciera wszelką prawdę, wszelką rzeczywistość tak umiejętnie i z taką siłą, że każda próba przeciwstawienia się jest śmieszna. Żydowska żyganina, żydowski szantaż do tego stopnia zapaskudziły całą ziemię, ogłupiły cały świat, że niepodobna się już porozumieć. Stąd to pomieszanie wszelkich pojęć, wszelkich wartości, to ogólne rozbicie, powszechne tamtam parszywców, tych szwindlarzy, oszustów, krętaczy, szkodników! Najszlachetniejsze, najczystsze i bez wątpienia najcenniejsze dla społeczności ludzkiej uczucia: litość, przyjaźń, wierność, szacunek, pogarda kłamstwa, umiłowanie prawdy, zaufanie — były w ciągu wieków tyle razy przez Żydów wyśmiewane, nadużywane, wydrwiwane, bezczeszczone, gwałcone, zaprzedawane setkami tysięcy przeróżnych sposobów, że obecnie straciły już wszelki pokup, wszelką wartość, że nie są już notowane na giełdzie świata. Teraz w oczach świata uczucia te są już podejrzane, uważa się je za nędzne lub śmieszne podstępy, kryjące w sobie z całą pewnością jakieś nieczyste zamiary, nowy rodzaj łajdactwa, zbrodniczą intrygę…
Lecz mimo tylu doświadczeń, sztuczki „prześladowanego”, „umęczonego” Żyda mają jeszcze ciągle wzięcie u głupiego Aryjczyka. Każda najnędzniejsza bajka o ucisku Żydów, każda żydowska skarga, żydowski „Chaplinizm”, wyciska mu z oczu potoki łez. To nie zawodzi. Lecz gdy zwrócą się do niego swoi, gdy przyjdą poskarżyć się na swoje aryjskie nieszczęście jego współplemieńcy, to wyrzuca ich na złamany pysk. Dla nich nie ma łez. Samą swoją skargą budzą w nim obrzydzenie. Jest dla nich najsurowszym sędzią. Ich narzekania uważa za bezczelność, za przebiegłość. Nienawidzi ich za to z całej duszy. Wzruszają go zawsze tylko nieszczęścia Żydów. Opowiadań o tych „okropnościach” słucha bez nieufności, bez sceptycyzmu, bez sprzeciwu. Połknie wszystko. Nieszczęścia żydowskie są legendą, zresztą jedyną legendą, w którą wierzy jeszcze Aryjczyk. Najwyższy cud! Gdy żydowski łupieżca woła ratunku, wyje, że go krzywdzą, zbiegają się aryjskie cielęta i same rzucają mu się W paszczę. Uczta gotowa. W ten sposób Żydzi zdobyli wszystkie bogactwa, wszystko złoto świata. Napastnik, rabuś wyje, że go mordują. Ta sztuczka jest tak stara, jak sam Mojżesz… Żydzi ani na chwilę nie przestają się nią posługiwać. Żyd włożył rękę do cudzej kieszeni, a na nas spadł za to potop. Żyd sprowadzi na świat nieszczęście, a sam myk do Arki! i bezpieczny.
[źródło: „Prosto z Mostu”]