Niemal 60 lat temu, 6 października 1951 roku, rozbity, a właściwie całkowicie zniszczony, został jeden z ostatnich antykomunistycznych oddziałów partyzanckich na Lubelszczyźnie i w ogóle w kraju - oddział "Żelaznego" - czy może raczej oddziałek, jako że liczył, łącznie z dowódcą, czterech żołnierzy. Tyle pozostało po kilku latach walki z "władzą ludową". "Żelazny" objął dowodzenie w styczniu 1947 roku, po śmierci młodszego brata, Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" - dowódcy oddziału w latach 1945-1946.
Oddział "Jastrzębia" - "Żelaznego" był najważniejszym, a później jedynym oddziałem partyzantki antykomunistycznej w obwodzie (powiecie) włodawskim. Podlegał bezpośrednio dowódcy dywersji na Lubelszczyźnie, legendarnemu "Uskokowi", a po jago śmierci w otoczonym bunkrze w 1949 roku pozostawał coraz bardziej osamotniony. Siatka konspiracyjna, na której oddział, jeśli miał istnieć, musiał się opierać, była ciągle szarpana przez ubeckie aresztowania i co było jeszcze gorsze, ubekom coraz częściej udawało się zmuszać aresztowanych do współpracy. Mimo to oddział działał aktywnie, atakując komunistyczne władze, a w szczególności aparat terroru, zdobywając zaopatrzenie, przebijając się przez obławy (żołnierze KBW często poddawali się, nawet mając ogromną przewagę, kiedy trafiał na nich przebijający się oddział). Ugrupowanie broniło się przed ubecją zabijając nasyłanych agentów. Niestety, coraz częściej byli to dawni partyzanci i konspiratorzy. Stawało się jasne, że koniec oddziału jest tylko kwestią czasu.
Mimo to "Żelazny" atakował. 29 maja 1951 dokonał chyba najgłośniejszej swojej akcji - zastrzelił komunistycznego aparatczyka, Leona Czugałę, przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej w latach 1945-1950. Po tej akcji tropienie oddziału nabrało jeszcze większego tempa, aż wreszcie dopadnięto "Żelaznego" w Zbereżu, gdzie ukrywał się w gospodarstwie Teodora i Natalii Kaszczuków. Choć brzmi to niewiarygodnie partyzantom udało się przebić przez obławę i zdobyć samochód. Niestety, kierowca, któremu "Żelazny" kazał prowadzić, wjechał w sam środek grupy żołnierzy KBW. W strzelaninie zginął "Żelazny" i jeden z jego ludzi. Pozostałych dwóch aresztowano. Zamordowani zostali Kaszczukowie. Po stronie obławy zginęło pięciu ludzi.
Była to ostatnia, tak krwawa walka partyzancka na Lubelszczyźnie, choć przecież ludzie ciągle ginęli codziennie - w więzieniach, katowniach UB. "Żelaznego" nie udało im się zakatować. Żołnierska śmierć była jego jedyną nagrodą za rzeczywiście żelazną niezłomność.
« poprzednia |
---|