Narciarstwo wodne jest dosyć młodą dyscypliną w naszym kraju. Pierwszą osobą, która propagowała narty wodne był Zygmunt Kowalik (instruktor narciarstwa śniegowego). Pierwsze polskie narty wyglądały dość siermiężnie. Wystawały z nich obcięte powyżej kostek gumowce. Następne deski były wykonane w nieistniejącej już dzisiaj Fabryce Nart w Szaflarach pod Zakopanem. W latach 60. powstały pierwsze kluby sportowe ukierunkowane na narciarstwo wodne (lub sekcje w klubach). Były to przede wszystkim: „Hutnik” Pogoria, „Cresovia” Białystok, stołeczna „Legia”, „Boreasz” Jaworzno, szczecińska „Stal”, augustowska sekcja narciarstwa wodnego w klubie sportowym „Sparta”.
Narciarstwo wodne jest dosyć młodą dyscypliną w naszym kraju. Pierwszą osobą, która propagowała narty wodne był Zygmunt Kowalik (instruktor narciarstwa śniegowego). Pierwsze polskie narty wyglądały dość siermiężnie. Wystawały z nich obcięte powyżej kostek gumowce. Następne deski były wykonane w nieistniejącej już dzisiaj Fabryce Nart w Szaflarach pod Zakopanem. W latach 60. powstały pierwsze kluby sportowe ukierunkowane na narciarstwo wodne (lub sekcje w klubach). Były to przede wszystkim: „Hutnik” Pogoria, „Cresovia” Białystok, stołeczna „Legia”, „Boreasz” Jaworzno, szczecińska „Stal”, augustowska sekcja narciarstwa wodnego w klubie sportowym „Sparta”.
Długo uważano, że narciarstwo wodne dostępne jest tylko dla nielicznych. Zmieniło się to, gdy Ralf Samuelson z Lake City w Stanach Zjednoczonych dokonał wielkiej rzeczy. W 1922 roku zbudował skocznię, oddał pierwszy skok na nartach wodnych na odległość około 3 metrów i przez wiele lat propagował tę odmianę narciarstwa wodnego. Samuelson miał wiele pomysłów, które zawsze realizował. Sam przygotował pierwsze narty do produkcji. Jako liny holowniczej używał 30 metrowego sznura z żelazną obręczą na końcu.
W Polsce pierwsi narciarze wodni pojawili się prawdopodobnie już w roku 1922. Jednak z zebranych dokumentów wynika, że w Polsce o nartach wodnych głośno mówiło się dopiero od 1958 roku.
Początkiem wszystkiego była zabawa. Nieliczni śmiałkowie na jeziorach i rzekach próbowali wykazać się sprawnością fizyczną bacznie obserwując rozwijający się na świecie sport i naśladując narciarzy z zagranicy.
Jednym z takich śmiałków był Ireneusz Herdzik. W tych czasach jeździł on z grupą przyjaciół, nazywaną „cyrkiem Herdzika”, po akwenach całego kraju, dając pokazy jazdy za motorówką na wszystkim, na czym się tylko można było utrzymać. Do takich sprzętów wodnych należały deski szumnie nazywane „aquaplanami”, a po cichu mówiąc, będące po prostu deskami sedesowymi. Z roku na rok coraz więcej mówiło się i pisało o narciarstwie wodnym. Pojawiały się takie oto komunikaty medialne z kraju: „Narciarze nie rozstają się z nartami nawet latem. Trener kadry zjazdowców Andrzej Roj (na motorówce) kontroluje narciarza wodnego” [PZMW 1963, nr 4-5], „Niedzielne regaty były bardzo ładną i udaną imprezą okraszoną w dodatku pokazami jazdy na nartach wodnych w wykonaniu ekipy z NRD. Szkoda tylko, że nasi sportowcy odegrali w zawodach «Ekspresu» stosunkowo małą rolę, co spowodowane było głównie tym, że dysponowali oni słabym sprzętem” [PZMW 1958] i ze świata: „Mistrzostwa Europy w jeździe na nartach wodnych w Castelgandolfo”. „Castelgandolfo było niewątpliwie idealnym miejscem spotkania narciarzy wodnych a włoska federacja popisała się świetną organizacją, która zapewniła przebieg mistrzostw bez zgrzytów” [PZMW 1963].
W latach sześćdziesiątych XX w. w narciarstwo wodne coraz chętniej bawili się przyszli sportowcy z jezior Augustowskich. O wyczynach narciarzy z Pogorii pisano w 1965 roku tak: „Narciarze wodni z Hutnika traktują ten sport przede wszystkim jako rozrywkę. Nie jest to sport, którego wyniki zależą od ścisłych kryteriów wieku i wyjątkowej kondycji fizycznej” [„Panorama” 1965].
Zaczynali właściwie „w ciemno”. Nie znali teorii treningu, nie wiedzieli, jakie powinny być wymiary sprzętu i jakim wymaganiom powinien on odpowiadać. Wodniacy z Pogorii w tym czasie nie dysponowali fabrycznymi nartami do slalomu, do skoków i akrobacji. Radzili sobie we własnym zakresie. Byli wdzięczni za opiekę Zarządowi Głównemu Hutników i Federacji Sportowej „Hutnik”. Mieli jednak poważniejsze problemy. Silniki, jakimi dysponowali były zbyt małej mocy do normalnego uprawiania tej dyscypliny. Problemem były również narty do akrobacji - krótkie narty o specjalnym profilu. Zawodnicy braki w sprzęcie nadrabiali własną pomysłowością.
Narciarze z Pogorii wybudowali skocznię na wodzie, wyłożyli igielitem, na której skakali na odległość około 10-12 m. Prym w tej dziedzinie wiódł Jurand Jarecki. Obok mężczyzn konkurencję tę uprawiały również kobiety, do najlepszych należały: Urszula Ornatkiewicz i Barbara Chlebowska.
Kluczową rolę w rozwoju narciarstwa wodnego w Polsce odegrał klub sportowy „Sparta” Augustów. Pasjonatem i prekursorem narciarstwa wodnego w tym klubie był Zygmunt Kowalik. Zainteresowanie narciarstwem wodnym zaczęło się od filmów, które miał okazję oglądać w Holandii. Powróciwszy do Augustowa skokowe narty śnieżne „uzbroił” w gumowe kalosze i zaczął uczyć swego syna Janusza skoków. Po kilku latach syn zdobył Mistrzostwo Polski w tej konkurencji.
Ślizgi na wodnych deskach po jeziorach augustowskich były na owe czasy doniosłym wydarzeniem. Do Augustowa zjeżdżały ekipy dziennikarsko-fotoreporterskie, aby je obejrzeć i opisać. Śląska „Panorama” w 1965 donosiła: „Narty wodne w Polsce zyskują sobie coraz większe prawo obywatelstwa. Ten sport uprawia już kilkanaście sekcji wodniaków w kraju. W 1964 roku powstała komisja nart wodnych przy Polskim Związku Motorowodnym. Jeszcze w tym roku amatorzy wodnych desek na Pogorii zamierzają urządzić pierwsze ogólnopolskie zawody. Nartom zimowym „białemu szaleństwu” przybywa atrakcyjny konkurent”.