Jest bardzo możliwe, że obecny układ polityczny w Polsce, w takiej formie, w jakiej obecnie funkcjonuje, już długo nie pociągnie. Być może to kwestia kilku miesięcy, może wszystko „rypnie” jeszcze tej zimy lub wiosną się załamie definitywnie. Tylko, co wtedy? Czy obecnie rządzący „administratorzy” będą w stanie wprowadzić jakiś rodzaj stanu wyjątkowego? Niewykluczone, bo już przecież przygotowali pod to ustawy. W Polsce ludzie prawdopodobnie poradziliby sobie z takim dictum (przeżyliśmy prohibicję… itp.), ale należy realnie obawiać się, że „politycy miłości” będą zdolni do uraczenia nas bratnią pomocą ze wschodu lub zaproszeniem przyjaciół z Bundeswehry.
O tym, że obecny reżim nie ma zaufania nawet do polskich bagnetów, które mogłyby mu pomóc utrzymać się u władzy, świadczy sposób, w jaki traktowana jest polska armia i służby policyjne. Gdyby „wadza” stawiała na wojsko i policję jako na podpory tego systemu, to już dużo wcześniej wygenerowała by dla tych instytucji odpowiednie podwyżki, a przede wszystkim dopieszczałaby służby mundurowe i traktowała je z należnym szacunkiem. A tu raptem policjanci dali po marne 300 zł podwyżki i to dopiero jesienią tego roku, a pamiętać należy, że wielu z nich jeszcze nie dostało zapłaty za nadgodziny, wyrobione podczas EURO 2012 – a pracowali wówczas po 16 godzin. Wojsko, jak każdy widzi, rozmontowano całkowicie. System może więc, zgodnie z logiką postępowania, liczyć na to, że obroni go ktoś z zewnątrz, a nadwiślański – przepraszam za wyrażenie – establishment po prostu spierdoli do Moskwy czy Berlina.
Nowy podział Europy
W świetle rozwoju sytuacji na arenie międzynarodowej można przypuszczać, że już niedługo Europa będzie sceną dla istotnych wydarzeń o charakterze geopolitycznym. Rosjanom pomału kończy się gaz i ropa – z obecnie eksploatowanych złóż wystarczy ich na 17-20 lat. Żeby eksploatować nowe złoża, Rosjanie muszą zainwestować olbrzymie fundusze, których po prostu nie mają. Natomiast w Polsce po wschodniej stronie Wisły jest sporo gazu łupkowego, a nawet trochę ropy naftowej, a rurociągi i tak już tędy biegną od „zarania dziejów” – więc nasz wschodni sojusznik nie będzie musiał specjalnie przeinwestowywać.
Jeśli UE się rozleci, co jest bardzo prawdopodobne, to nie będzie miejsca na internacjonalne czułości, tylko każdy będzie się rozpychał łokciami. Niemcy już dogadali się już z Rosjanami więc może znowu podzielą swoje strefy wpływów wzdłuż linii Wisły. W głąb Europy raczej nie wejdą, bo wtedy z obawy przed nadmiernym wzmocnieniem tego duetu, od zaplecza mogłyby zaatakować ich Chiny. Linia Wisły wydaje się więc dla naszych protektorów optymalna.
O takim scenariuszu wydarzeń może świadczyć propozycja nowego podziału Europy Środkowej, którą Rosja złożyła na ostatnim szczycie państw NATO w Chicago. Nasi wschodni sąsiedzi zaoferowali zbudowanie systemu obrony antyrakietowej nad Europą Środkową, północną Norwegią, Finlandią, Rumunią, Bułgarią i nad połową Polski do lewego brzegu Wisły. Nasuwa się z pozoru tylko logiczne pytanie – w sumie dlaczego Rosjanie mieliby chronić tę część Europy, przecież prawie wszystkie państwa tego regionu, oprócz Finlandii, należą do NATO i ten właśnie sojusz powinien być protektorem tej części naszego kontynentu. Oczywiście, po drodze Moskwa łyknie Ukrainę, Białoruś i kraje bałtyckie. Przy ostrzejszym kursie ofiarą nowej europejskiej polityki mogą stać się jeszcze północna Finlandia i Norwegia (jest tam przecież sporo gazu, ropy i innych ważnych kopalin).
Rosja ma plan
Kiedyś, w przypływie szczerości, pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, Nikita Chruszczow powiedział: „żeby wygrać możemy udawać nawet trupa” i chyba przez ostatnie 20 lat Rosjanie udawali takiego bezbronnego trupa, by uśpić Zachód. Niestety trupi jad jest śmiertelny dla każdego, kto się dotknie do padliny. Chruszczowowi chyba się wtedy wypsnęła jakaś głębsza myśl z planu Aleksandra Szalapina. Było on za czasów Chruszczowa szefem KGB i już w tedy, na początku lat 60. XX w., opracował scenariusz realizowany dzisiaj. Miał on polegać na zwinięciu Żelaznej Kurtyny (gdyby ZSRR przegrało wyścig zbrojeń i załamało się gospodarczo) i wycofaniu się jedynie na krótki okres z Europy Środkowej, by uśpić czujność NATO, aby następnie w dogodnym momencie, niczym powstałe z grobu zombie, zaatakować. Teraz, kiedy USA wycofały się z Europy, a Unia Europejska się rozpada, siły NATO w Europie bez kontyngentu USA to papierowy tygrys, a znani z tchórzliwości, zdemoralizowani lewicowym pacyfizmem europejscy politycy w razie zagrożenia raczej nie zaryzykują i nie podejmą walki. Udawanie trupa może więc już wkrótce się skończyć, a być może już się skończyło, bo atak na Gruzję i katastrofa smoleńska pokazały, że niektóre narządy zmumifikowanego wampira jakby drgnęły. Tylko kto mu teraz wbije osikowy kołek w serce lub kogo będzie stać na srebrną kulę?
Ruteno-Germania a Polska
Kiedy Amerykanie wycofali się z Europy, pozostawili tu tylko jedną brygadę w sile 15 tys. żołnierzy. Powstała próżnia stworzyła idealne warunki do zawiązania się sojuszu niemiecko-rosyjskiego, opartego na niemieckiej technologii oraz środkowoeuropejskich niewolnikach. Wymierająca Rosja (za 50 lat liczba ludności spadnie tam ze 140 mln do 90-100 mln) będzie próbowała odbudować potęgę w ciągu 10-15 lat, aby przygotować się na, jak się wydaje, nieuchronną konfrontacją z Chinami.
Niemcy za pomocą rosyjskich surowców i siły roboczej z Europy Środkowej będą chcieli zawładnąć ostatecznie Europą Zachodnią, pozostawiając poza swoją strefą wpływów tylko Anglię i Francji, której oddadzą Afrykę Północną. Dlatego właśnie w marcu ubiegłego roku zaatakowana została Libia, i stąd całe pasmo zmian w świecie arabskim. Algieria czy Tunezja mogą być łakomym kąskiem dla Francji i Wielkiej Brytanii.
A co z Polską? Los Tuska wydaje się być przesądzony. Usuną go nawet, patronujący mu jak do tej pory, Rosjanie, by osadzić na jego miejsce koterię skupioną wokół Komorowskiego. Nie zdziwiłoby zapewne tez nikogo, orientującego się w „służbowych" procedurach, gdyby Moskwa ujawniła fakty ze Smoleńska wskazujące, że sprawcami tragedii byli ludzie Tuska.
Propaganda z telewizji i gazet staje się już mniej efektywna, dlatego akcenty zostały w ostatnim czasie przeniesione z zabiegów dotyczących manipulacji społeczeństwem na rzecz selektywnego terroru. Nasilająca się, od smoleńskiej katastrofy, plaga „grasującego samobójcy” pokazuje, że operacja ta jest właśnie w toku. W wyjaśnienia przyczyn zgonów „bez udziału osób trzecich” (a co z drugimi?) nie wierzy chyba sama prokuratura, która najwyraźniej traktuje wszystkie te sprawy w sposób rutynowy, najwyraźniej lubując się w pokrętnej logice swoich wyjaśnień (np. trotyl w tupolewie, który nie był jednak trotylem).
Tak więc system się zgrał się do końca i teraz pozostało mu już tylko (czy aż?) mordowanie i zastraszanie ludzi. A gdy ten argument już się wypali, pozostanie mu tylko wyjście wspomniane na początku tego tekstu – wystawić pupę w kierunku któregoś z protektorów i liczyć, że podnieci go taka okazja i przyjdzie nam z sąsiedzką pomocą.
« poprzednia | następna » |
---|