Zbliżające się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej stały się nad wyraz wygodnym narzędziem do rozkręcenia kolejnej spirali poprawnościowej propagandy wrogiego Polsce wszechświatowego sanhedrynu. Pozornie potknięcie lingwistyczno-semantyczne absolwenta amerykańskiego odpowiednika naszego KSAP-u (czyli Harvardu), na temat naszych (no pewnie!) obozów śmierci, cios w plecy kainowych „braci” ukraińskich w sprawie informacji na temat Lwowa na oficjalnej stronie UEFA (krótkie pytanie: co w tym czasie robiły nasze służby piarowsko-propagandowe, włącznie z funkcjonującym od lat w resorcie sportu Biurem ds. Euro, mającym wpisane w swoich zadaniach tego rodzaju obowiązki), w końcu reportaż słynącej z obiektywizmu BBC, z niezapomnianym funeralnym komentarzem wybitnego intelektualisty wśród piłkarzy, niejakiego Sola Campbella. Natychmiast zawtórowali mu, również słynący nie tylko z koloru skóry, ale i z lotności intelektualnej i rasistowskiej dyspozycyjności, wrażliwi kopacze w rodzaju Theo Walcotta, Aleksa Oxlade'a-Chamberlaina, a przede wszystkim Afroitaliańczyka z Manchesteru Citi, słynącego z puszczania rac i sztucznych ogni w łazience (widać "te" sprawy załatwia gdzieś w parku pod drzewem), niejakiego Balotellego, który stwierdził, że zabije w Polsce każdego, kto rzuci w niego bananem.
Jak do tej pory dzięki działaniom żydowsko-amerykańskiego lobbies – różne „New York Times’y, J. T. Grossy, Hollywoody i wszelkie podobne barchło) opinię mamy już tak zszarganą (bo wszak przeciętny światowy odbiorca, albo raczej zjadacz mediów, nie myśli, przyswaja sobie tylko rzucane ad hoc, albo systematycznie wspawywane przekazy), że już najlepiej się tym nie przejmować. Zwłaszcza, że jest to walka z wiatrakami, albowiem machina polityczno-finansowo-propagandową, która jak będzie trzeba to zmieni nam układ polityczny, wykreuje wygodnych, dyspozycyjnych polityków czy do końca wykupi media, o innych narodowych dobrach (jak choćby browarach czy gorzelniach) już nie mówiąc. Tak więc jakiś tam Campbell, autentyczny półdebil Balotelli naprawdę nie robią różnicy. W ich przypadku, podobnie jak i pismaków czy reportażystów puszczających takie gnioty jedyną, godną reakcją byłoby po prostu natłuczenie ich po bezmyślnych pyskach i wbicie do pustych łbów chociaż odbrobiny refleksji – oczywiście nie intelektualnej, bo na taką są za ciency. Jak jeden zabieg nie pomoże, można by zastosować dłuższą, periodyczną kurację.
Oczywiście przede wszystkim przydałaby się ona tępym propagandystom z BBC, urabiającym już i tak wypatroszone piwskiem, fastfoodami, modelem edukacji i stadionową wegetacją brytolskie masy na model żywcem wzięty z Mechanicznej pomarańczy (Burgess, Kubrick). I to jest niewątpliwy sukces pozostałości po brytyjskim imperium – futurystyczna wizja nad wyraz szybko została skonkretyzowana w realu. Dawno minął rok 1984 (Orwell), Nowy Wspaniały Świat (Huxley) funkcjonuje coraz lepiej, należy tylko doszlifować nie do końca jeszcze do niego pasujące trybiki. A to taką Polskę, a to błądzące Węgry, Irlandię, postzapaterowską Hiszpanię czy bardziej skomplikowany przypadek Białorusi. Jeszcze trochę, a wszystkie te podmioty (jeszcze) systemu uśmiechną się do nas wykastrowaną z wszelkich indywidualnych doznań miną Alexa DeLarge, pozbawionego podniety czerpanej ze stołowania się w Korova Milky Bar.
Chciałoby się rzec – i kto to mówi, oraz wypominać Brytyjczykom grzechy ich imperialnej historii: hipokryzję polityczną, stosunek do sojuszników wojennych (począwszy od np. eksterminacji autochtonów w koloniach w Ameryce Północnej, stworzenie obozów koncentracyjnych dla Afrykanerów i ich rodzin w Afryce Południowej, niehonorowe postępowanie w walkach na morzu, oddanie Kozaków Sowietom nad Drawą, militarne wykrwawienie i upokorzenia wobec polskiego sojusznika w czasie II wojny światowej, po masakrę na Heysel i akty przemocy wobec Polaków na Wyspach) i postawić retoryczne pytanie. Kto prędzej pakowany był do trumny, bądź wrzucany do bezimiennego, masowego grobu dzięki żelaznej, pragmatycznej i do bólu "skutecznej" polityce angielskiej. Czego tak naprawdę mogą się obawiać przyjeżdżające do naszego kraju obleśne piwożłopy, oddające mocz i defekujące się wśród murów historycznej stolicy Polski. Głównie chyba tego, że jakiś odważniejszy strażnik miejski będzie próbował wyegzekwować od nich mandat za obrazę moralności i zanieczyszczanie przestrzeni publicznej. Chociaż i do tego może nie dojść w przypadku, gdy okaże się, że dumny syn Albionu ma podmiotowy interfejs à la Sol Campbell czy Mario Balotelli. Wtedy będzie musiał się tłumaczyć i przepraszać cały świat pan premier RP na wyprzódki z panem prezydentem RP. Bo na pewno przykładu z polityków ukraińskich, którzy w odpowiedni i ostry sposób solidarnie zareagowali na zaczepki wobec ich państwa i narodu Campbella et consortes i wskazali brudasom moralnym miejsce w szeregu. I to bez użycia banana.
PS. W przeciwieństwie do żałosnych polityków i nędznych mediów w humorystyczny sposób zareagowały na brytolskie prowokacje polskie środowiska nacjonalistyczne, inicjując akcję charytatywną pn. „Zbieramy banany dla Balotelliego i jego mamy”. Niech głupkowaty piłkarski killer próbuje zabić tylu Polaków, ile w jego stronę poleci tych tropikalnych owoców. A może by jeszcze tak ogłosić przetarg w stolarniach na gustowną, hebanową trumnę dla Campbella.