Nie od dziś wiadomo, że Izrael zmienił Palestynę w jeden wielki łagier (chociaż poprawniej byłoby chyba mówić o lagrze, zwarzywszy na wzorce, jakimi posługuje się państwo izraelskie w rozprawie z narodem palestyńskim). W związku ze zbliżającymi się najważniejszymi dla chrześcijan Świętami Wielkanocnymi działania syjonistycznych okupantów spowodowały, że ponad połowa palestyńskich chrześcijan nie będzie mogła uczestniczyć w uroczystościach Wielkanocnych we Wschodniej Jerozolimie. Po prostu żydzi nie udzieli im pozwolenia na wjazd do miasta. Także wierni dysponujący legalnymi, wydanymi przez Izraelczyków, przepustkami nie mogą być pewni, że będą obchodzić Triduum Paschalne, przeżywać Ukrzyżowanie i Zmartwychwstanie w świętych dla chrześcijan miejscach w Wieczerniku, w bazylice Getsemani czy na Górze Oliwnej.
Eskalacja szykan na punktach kontrolnych (bo przecież inaczej do Palestyny dostać się nie można), np. poprzez wielogodzinne przetrzymywanie wiernych, kwestionowanie ważności przepustek, przeszukania, traktowanie chrześcijan, a zwłaszcza katolików jak potencjalnych terrorystów, ma spowodować, że nawet najbardziej, zdaniem żydów, „fanatyczny element” zniechęci się do odwiedzenia miejsc kultu. Polityka izolowania Zachodniego Brzegu, wsparta brutalnymi zbrodniami żydowskich osadników (nieodrodnych potomków Barabasza i sanhedrynowych mędrców) na praktycznie bezbronnej ludności cywilnej Palestyny, nie może przecież ugiąć się przed żądaniami „niewiernych” celebrujących swoje gusła i zabobony. Zwłaszcza, że obchodzący w tym samym czasie hebrajskie święto Pesach żydzi zjeżdżając się masowo do Jerozolimy, by podokazywać pod Ścianą Płaczu, nie mogą mieć żadnej konkurencji wyznaniowej.
W takim przypadku nie jest istotne, że tegoroczna Wielkanoc będzie dla Jerozolimy wyjątkowa – Święta bowiem wypadają w tym samym czasie u katolików i prawosławnych. Miasto przeżyje więc istny najazd pielgrzymów. Opiekujący się miejscami świętymi ojcowie franciszkanie spodziewają się około 40 tys. samych katolików z różnych krajów świata. Ale chrześcijańscy Palestyńczycy u siebie w domu już nie będą mogli przeżywać męki Pańskiej. Dla okupacyjnych władz Izraela liczą się obchody święta Pesach i dlatego praktycznie zamknięty będzie cały Zachodni Brzeg zarówno dla palestyńskich chrześcijan, jak i muzułmanów (nota bene z dziada pradziada także chrześcijan, którzy byli zmuszani do przejścia na islam). Także tych posiadających ważną przepustkę. Zdaniem kanclerza kurii patriarchatu łacińskiego Jerozolimy, x. Williama Shomali, pozwolenia czy przepustki (a wydano ich dla samych mieszkańców Zachodniego Brzegu – zdaniem rządu izraelskiego – prawie 10 tys., a 500 ponoć przeznaczono dla wiernych ze Strefy Gazy) praktycznie nie mają żadnej wartości, gdyż przejścia między Zachodnim Brzegiem a Jerozolimą i Izraelem są i tak przez cały bieżący tydzień zamknięte z powodu rzeczonego Pesach. Ale w świat, a zwłaszcza do USA, poszedł przekaz o dobrej woli strony izraelskiej, tak przecież zawsze tolerancyjnej dla innych, chociaż błądzących, wyznań.
Nawet więźniowie mają prawo – chociażby od czasu do czasu – do przyjmowania gości, natomiast uwięzionym w izraelskich okowach mieszkańcom Zachodniego Brzegu odmówiono tego prawa. Nie może więc dziwić, że palestyńskie organizacje chrześcijańskie groziły i cały czas grożą demonstracjami, jeśli miejscowym wyznawcom Chrystusa zabroni się dostępu do miejsc świętych podczas Wielkanocy.
Już w Niedzielę Palmową na punkcie kontrolnym między Jerozolimą a Betlejem doszło do starć między grupą 100 demonstrantów a izraelskim wojskiem. Próba przekroczenia granicy przez grupę palestyńskich chrześcijan oraz działaczy międzynarodowych organizacji pokojowych zakończyła się spacyfikowaniem akcji przez żydowskie wojsko i aresztowaniem 15 uczestników protestu. Wydarzenie to stało się też wygodnym pretekstem do całkowitego zamknięcia przejścia dla Palestyńczyków.
Niekłamane wzruszenie i podziw dla przenikliwości i zmysłu antycypacyjnego okupacyjnej policji wzbudził również oficjalny komunikat, że w czasie prawosławnych obchodów Wielkiej Soboty także dostęp do jerozolimskiego Starego Miasta będzie w znacznym stopniu ograniczony, a to dlatego, że wprowadzono szczególne środki bezpieczeństwa wobec zagrożeń, jakie mogą powstać w przepełnionych wiernymi świątyniach. Cóż za poczucie troski o bezpieczeństwo innowierców!!! Nic tylko wzruszać się i podziwiać. Można się tylko domyślać, że tak naprawdę realnym zagrożeniem dla chrześcijan byłby w tym przypadku tylko jakiś osadnik w stylu Barucha Goldsteina z Hebronu.
Oczywiście fakt periodycznego przetrzebiania trzódki chrześcijańskiej rękami któregoś z żydowskich fanatyków (którego i tak później spokojnie można by przeflancować do Stanów Zjednoczonych na intratną posadę medialną bądź administracyjną) byłby nawet władzom okupacyjnym na rękę. Wszak wybór między „heroicznymi” spadkobiercami etosu Barabasza-Goldsteina a samymi prowokującymi do roli ofiary wyznawcami Chrystusa jest jednoznaczny od „zarania dziejów”. Zastanówmy się chwilę – jak państwo reprezentujące lud, który nie rozpoznał Syna Bożego, wydał go na śmierć wybierając bandziora Barabasza, a na koniec ukrzyżował i nie uwierzył w Zmartwychwstanie, może tolerować u gojów święto odnoszące się do tego wydarzenia. Jak, bez dokręcania śruby, eskalowania utrudnień i represji może pozwolić, aby na terytorium okupowanym i nadzorowanym militarnie przez żydów czczono jakiegoś uzurpatora, nazywającego siebie „królem żydowskim”, na którego pierwsze przyjście żydzi przecież dalej czekają (że beznadziejnie to już ich problem). Nam, na szczęście został, już tylko Sąd Ostateczny.
W każdym katolickim kościele w Niedzielę Palmową odczytywana jest Ewangelia według św. Mateusza, która przedstawia opis Męki Pańskiej. Oprócz Jezusa, Piłata i Judasza ważną postacią jawi się także „protoplasta” dzisiejszego Izraela, niejaki Barabasz, łotr, z którym sądzony był Jezus Chrystus. Piłat miał zatem wybrać między Jezusem, który nazywał się Synem Bożym i Barabaszem, zbrodniarzem i buntownikiem. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to właśnie Jezus miał większe szanse na ułaskawienie. Żydzi z Sanhedrynu zgotowali mu jednak inny los. Arcykapłani przekonali zgromadzony pod siedzibą Piłata tłum, by zażądał wypuszczenia Barabasza, a przez to Jezusa skazał na śmierć. W ten sposób bandyta został ułaskawiony, a o losie Jezusa przesądził motłoch. I na takim tle najdobitniej można rozpoznać sens ofiary Jezusa – poświęcił się za nas, nas, których reprezentował w historii świętej lud tak nędzny i marny, jak ten, który wybrał Barabasza i przeszedł przez dzieje jego drogą, a odrzucił i – w swoim mniemaniu – upokorzył Syna Bożego. Ale dzieje musiały się wypełnić i wypełniają się dalej. Tłum sprzed pałacu Piłata nic się nie zmienił i nadal bruździ prawdziwej wierze jak tylko może. Także okupując Święte Miasto i zakłócając wiernym dostęp do miejsc uświęconych w Jerozolimie. Ale widać tak jest zapisane i czas musi się wypełnić – aż powtórnie zstąpi na ten nędzny padół Zbawiciel i osądzi żywych i umarłych. Także, a może przede wszystkim, tych wiecznie błądzących i brużdżących. Amen!