Nic u nas zwyczajniejszego, a nic zarazem bardziej popularnego, jak skargi na Zachód, na jego względem nas niesprawiedliwość, na jego lichotę i poziomość, że nas ocenić nie umie. Trwają one od lat trzydziestu. Czas rozpatrzeć się: skąd się wzięły i co są warte.
Nic u nas zwyczajniejszego, a nic zarazem bardziej popularnego, jak skargi na Zachód, na jego względem nas niesprawiedliwość, na jego lichotę i poziomość, że nas ocenić nie umie. Trwają one od lat trzydziestu. Czas rozpatrzeć się: skąd się wzięły i co są warte.
Już to w ogólności, żale i wyrzekania nie dowodzą, bynajmniej silnej woli i zdolności znoszenia trudów a niesienia prawdziwych ofiar. W kimkolwiek jest siła zaradzenia sobie, ten z klęk doznanych wyciągnie naprzód dla siebie naukę, w czem nie dopisał, gdzie głową lub charakterem zawinił, a tylko niedołężność sama, lub zgrzybiała miłość własna, wszystko złe uchybieniami drugich lub fatalnym zbiegiem okoliczności tłumaczy.
Złej woli Europy i fatalizmu dziejowego używaliśmy i nadużyliśmy w opowiadaniu wszystkich naszych, od lat stu, publicznych usiłowań. Rozdzielano Polskę po razy trzy; "hańba Europie, wołamy, ze takiej zbrodni dopuściła!" Zgoda, ma się czego Europa wstydzić. Lecz większy podobno wstyd tym, którzy ani jednemu z trzech podziałów z orężem w ręku nie przeszkodzili, i po prawdzie nawet przeszkodzić własnem wysileniem nie starali się; większy wstyd narodowi, gdzie jedynymi obrońcami całości kraju byli mówcy sejmowi, Rejtan i Korsak. Niechaj nucą poeci, że Polska wolała zstąpić do grobu, niźli być obecną szkaradom XVIII wieku; my, którym nie o poklaski, ale o przyszłość idzie narodu, przypomnimy raczej, ze dla obrony jednej prowincyi, Szwajcarya sto tysięcy wystawiła; a my, dwudziesto-milionowy naród, i razu jednego podówczas, na pięćdziesiąt tysięcy nie zdobyliśmy się. Dla ocalenia konstytucyi, w której cały kraj widział zbawienie, stanęło dwadzieścia tysięcy w armii koronnej, dwanaście w armii litewskiej, i sześć tysięcy rezerwy pod Warszawą. A i ci nawet jak się bili! "Bo król zdradził", wołamy. Prawda jest, król zawinił; stokroć więcej zawinili, klątwą publiczną na wieki obrzucone, herszty Targowicy; ale też nie powiemy, aby silny duch, aby patryotyzm był wówczas w narodzie, który tak łatwo odstępcom i zdrajcom dał się powodować.
Kilka tysięcy żołnierza polskiego zebrało się w legionach, i to jedna z najpiękniejszych w nowych czasach dla nas karta. "Ah! Ileż to krwi polskiej, wołają, przelano we Włoszech!" Nie bez korzyści dla nas, odpowiemy. Pod koniec XVIII wieku, wstyd powiedzieć, na polach elizejskich w Paryżu, dla zabawy pospólstwa, przedstawiano zwykle szlachcica polskiego jako pijaka, kłótnika, zawadyakę. Świetne czyny rycerstwa polskiego we Włoszech przywróciły nam dopiero u obcych cześć, której nie mieliśmy, a którą do dziś dnia żyjemy. I, stosunkowo za małe posługi, czyż nie hojnie Francya nam odpłaciła? W r. 1806 i 1807 wystawilismy trzydzieści tysięcy żołnierza; te, że od razu na polu bitwy stanęły, że w nich była żywa krew i wola narodu, chociaż niemi nie byliśmy zdolni odeprzeć armii moskiewskiej, przyniosły nam Księstwo Warszawskie. Kto zaś zna stan prowincji polskich przed rokiem 1807, ten snadnie uzna wielkość dobrodziejstw i usług, które nam to małe Księstwo, na drodze podniesienia i udojrzalenia ducha narodowego, oddało.
Wyrzucają Napoleonowi, że trzy pułki nadwiślańskie zabrał do Hiszpanii. Prawda jest; lecz ileż pułków francuskich prowadziło kampanią dopiero co wspomnianą, której rezultatem dla nas było Księstwo Warszawskie! W roku 1809, wyznajmy szczerze, nie bylibyśmy pewno odparli armii austryackiej, gdyby postępy Napoleona w Austryi nie przymusiły jej do opuszczenia ziemi polskiej. Nie rozbiliśmy arcyksięcia Ferdynanda, aleśmy się z nim bili, ale korzystaliśmy ze zwycięstw francuskich, ale pod ich wpływem czarodziejskim rosły u nas pułki bez pieniędzy i bez zapasów: i za to jedno, za to, że nie oglądając się na pomoc obcych, w własnej dzielności szukaliśmy ratunku, odzyskaliśmy połowę austryackiego zaboru. Gdzież tu jest niewdzięczność Zachodu?
W 1812 r. zdobyliśmy się na siedemdziesiąt tysięcy żołnierza z górą. Obwiniają Napoleona, że choć mógł, nie odbudował Polski. Słuszny żal, i ciężko tej winy Napoleon przypłacił. Lecz ileż sroższy zarzut spaść musi na naród, który, przy takich, jak miał wówczas, pomocach, sam siebie nie odbudował? Gdyby były prowincye zabrane, z taką dzielnością jak Księstwo Warszawskie w r. 1806 i 1809, powstały, bylibyśmy i siebie zbawili, i Napoleona ocalili. Ale nie! Sejm Warszawski półgębkiem, nieśmiało, wyglądając aprobacyi Francyi, ogłosił wskrzeszenie Polski, i sam temu wskrzeszeniu pierwszy nie uwierzył, i jedna cesarska przemowa, może zbyt ostrożna, zbyt zapału naszego probująca, odjęła jemu moc ducha. Dość było zatem obecności Pradta w Warszawie, aby nasz patryotyzm, energia i wola rozstroiły się, i właśnie kiedy trzeba było najwyższego natężenia, po staremu zniedołężniały. Czy nie miał Napoleon powodu wahać się, ażali ten naród już dojrzał do niepodległości?
To też z pierwszem pośliźnieniem się Napoleona, jakoby mgła za podmuchem wiatru, rozwiała się nasza dzielność. Po wstrząśnieniu strasznem, Którego Moskwa w r. 1812 doznała, mogły były resztki armii polskiej, w r. 1813 wzmocnione gotowanemi podczas wojny szeregami, zatrzymać się w Księstwie, nad Bugiem, czy jak wówczas projektowano w Krakowskiem. " czyż podobna, rzekną nam, tak wiele wymagać od kraju, sześcioletnią wojną, tyloma dostawami zmęczonego?" My odpowiemy, przypominając ofiary, które po dwudziestoletnim boju Francyja, jeszcze w 1813 r. czyniła. Ona, dla uratowania swej przewagi w Europie, raz jeszcze trzykroć sto tysięcy żołnierza wystawiła; a my, azaliż nie mieliśmy nierównie silniejszych niż Francya do wytrwania powodów? Wojna zaś, z jakiem bądź szczęściem w Polsce prowadzona, ale przez nas, na własną rękę, i z energią, która nam tych lat i zawsze tak bardzo przystała, bo byliśmy, i jesteśmy, jako majtkowie na okręcie tonącym; wojna Polaków samych z Moskwą rozbitą i przed nami wówczas tak nieśmiałą, byłaby zwolniła Napoleona od stanowczego w Niemczech nieprzyjaciela, byłaby zatrzymała Austryą w wierności, i dałaby mu może czas poszukać odwetu i nam przyjść na pomoc. Ale my wtedy (jak i dziś) pożyczanem światłem posługiwaliśmy się, i skoro nam brakło jasności fortuny napoleońskiej, ciemno się przed nami zrobiło! Poszliśmy więc pod Lipsk, dokąd nas prowadził mniemany honor, bo nas w kraju nie zatrzymała ani miłość Ojczyzny, ani rozum polityczny.
A jednak to honorowe, choć nie dość patryotyczne postąpienie rycerstwa polskiego, to jego męztwo i te wysilenia, które przez sześć lat, nie cały wprawdzie kraj, lecz Księstwo Warszawskie czyniło, sprawiły, że się nami Europa, choć po trochu na kongresie wiedeńskim zajęła. "Co znaczy to Królestwo Kongresowe?" powiedzą nam, może z uśmiechem bliskim pogardy. Przyznajemy, że nie jesteśmy tak absolutnej opinii. My, w każdym wypadku, nie powiemy: wszystko albo nic (jak świeżo dziwaczna książka naucza); bo temu, co nic nie ma, nie przystoi lekkomyślnie gardzić częściowem dobrem narodu. Nie od razu Kraków zbudowany, i nie jeden raz Polskę rozdzielano! - Teoretykom wreszcie naszym, którzy nas na błędnych rycerzy politycznych kierując, wmawiają w nas i Zachód, żeśmy w r. 1794 i 1830 zerwali się do broni dla ochronienia Francyi od koalicyi, odpowiemy, że sami temu wymysłowi nie wierzą. Żaden naród dla ocalenia drugiego nie rzucił się jeszcze nigdy w przepaść, a Francya straszniejsze też, niż te, co jej w roku 1831 groziły, bez nas odparła zastępy. Nie bez przyczyny przeważnej i bardzo naglącej, przed oczyma czytelników robimy te krwawą historyi naszej dysekcyą. Bo fałsz w poglądzie historycznym prowadzić musi do fałszu w polityce. Od r. 1830, tyle nam napowiedziano o naszych poświęceniach dla Zachodu, o jego dla nas niesprawiedliwości, że, chociaż na Zachodzie nikogo nie przekonaliśmy, sami siebie oszukaliśmy dostatecznie. Wymysłami historycznemi, które, mówmy otwarcie, próżność nasza nam podsunęła, okopaliśmy się jakoby w twierdzy zbudowanej dla "przestrzegania krwi i dumy polskiej", a która Zachodowi pomnikiem grobowym naszego życia narodowego wydała się. "Tyle razy was zawiedziono (mówili w r. 1854 ostrożni między nami politycy), tyle razy nadużyto poświęceń polskich! Pozwolicież się jeszcze dłużej oszukiwać, i będziecież pobłażali tym niecnym frymarkom krwi polskiej? Czekajcie, aż czarno na białem nie zobowiążą się odbudować Polskę od morza do morza! Wszak bez Moskwy nie zwyciężą! Bez was nie zmuszą jej do pokoju!" Tak wielu mówiło; i ów ton fałszywy, co w ciągu wojny radził nam - nie dzielności naszej dowodzić, ale tej nieruchawej godności, którą ma i w trumnie leżący, odezwie się jeszcze z całą jego oktawą negatywnych uczuć w chórze narodowym, za każdą razą, kiedy własnem wysileniem coś trzeba będzie wykonać; odzywać się będzie dopóty, póki z historyi i błędów naszych nie zedrzemy maski, w którą chełpliwość nasza je ubrała. Mniejsza o to, że zdejmując ją, oderwiemy od kości niejedno złudzenie, które się z niem zrosło. Tylko prawdą a pracą naród żyje i dźwiga się; kłamstwo jak opium upaja, jak opium truje i usypia!
Nie masz tak rozpaczliwego położenia, mówiliśmy to nieraz i mówić nie przestaniemy, w któremby silne a poczciwe uczucie nie znalazło pola do pracy dla kraju. Służmyż więc, jak kto może; ale pamiętajmy, że skargi lub nieczynne oczekiwanie służbą nie są; że jak całego narodu, tak każdego z nas, w jego powinności, żadna pomoc obca wyręczyć nie może. Niechaj Europa widzi, że w nas duch publiczny nie do wojny tylko się budzi, lecz że każdej chwili żyje i jawi się w działaniu gromadnem, w instytucyach, zgoła w tem wszystkiem, co jest wyraźnym dowodem narodowego życia. Jeżeli raz z danego położenia potrafim wyciągnąć wszystkie dla kraju korzyści, to już snadniej niż dotąd poznamy się na ważności czasu, kiedy on nadejdzie, i dzielniej odpowiemy obowiązkowi, który na nas włoży. A jak w europejskich od pół wieku toczonych wojnach nie mieliśmy prawa utyskiwać na niewdzięczność Zachodu, tak i nadal jego własny interes jest rękojmią, że nam zawsze, miarą naszych dla ojczyzny poświęceń, odpłacać się będzie.
[Żródło: Walerian Kalinka, Dzieła, t. 4, Pisma pomniejsze, cz.II, Kraków 1894, ss.81-86.]