Bolszewizm nad Sekwaną, czyli ostateczny upadek ladacznicy

czwartek, 10 maja 2012 11:50 Franciszek L. Ćwik
Drukuj
Ocena użytkowników: / 3
SłabyŚwietny 

Tags: Hic et nunc | Lewiatan

Rozstrzygnęły się wybory we Francji i… w zasadzie cisza. Wygrał socjalista François Hollande i wszyscy komentatorzy przeszli nad tym do porządku dziennego, jakby nic specjalnego się nie stało. Ot, Francuzi „zmęczyli się” Nicolasem Sarkozym i z nudów wybrali jego adwersarza. Niektórzy wręcz sugerują, że w zasadzie to niewiele się zmieni, bo zachodnia prawica już prawie nie różni się od lewicy.

Czy słuszna jest to diagnoza? Autor książki Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea – departament zemsty (La Vendée-Vengé: le génocide franco-français), politolog i historyk dr Reynald Secher alarmuje, że w przeciwieństwie do tego, co starają się wmawiać lewicowi dziennikarze i komentatorzy, pojedynek wyborczy Hollanda z Sarkozym nie był rywalizacją pomiędzy dwoma kandydatami o podobnych poglądach politycznych. François Hollande i Nicolas Sarkozy swoimi poglądami różnią się i to zasadniczo. Ten pierwszy jest przeżartym ideami marksistowskimi utopistą. Jego poglądy są jakby żywcem przeniesione z epoki stalinowskiej. Co ciekawe są one identyczne z tymi, jakie bez zahamowań głosi lider Frontu Lewicowego, Jean-Luc Mélanchon. Wielce znamienne jest, że ten bezwzględny marksista bezwarunkowo poparł François Hollanda. Ten sojusz może dawać nam wyobrażenie, jaki kierunek światopoglądowy obierze prezydent elekt. Na jego tle Nicolas Sarkozy ze swoimi poglądami jawi się jako konserwatywny liberał.

Zdaniem Sechera dojście do władzy Hollanda stanowi dla Francji poważne zagrożenie. I chociaż jawi się on jako polityk umiarkowany to nie wolno dać się temu zwieść. Od kilku lat we Francji można zaobserwować ponowne rozprzestrzenianie się marksizmu w jego najradykalniejszej postaci. Proces ten został zainicjowany przez chór lewicowych polityków i publicystów, którzy proponują kolektywistyczny model społeczeństwa całkowicie podporządkowany „wszechobecnemu i wszechwiedzącemu” państwu, w którym jednostka ludzka nic nie znaczy. A cały ten nikczemny plan ma zostać zrealizowany w imię powszechnej szczęśliwości.

Reynald Secher mówi wprost, że celem francuskiej lewicy jest spreparowanie nowego człowieka „postępu”, dla którego wyznacznikiem mają być nie wartości ewangeliczne, lecz ideały rewolucyjne. Program polityczny Hollanda w pełni wpisuje się tę logikę pełnej nacjonalizacji własności prywatnej i środków produkcji, a nawet ducha. Dla lewicowców nie ważne są zbrodnie wpisane w logikę tego systemu, jego niewydolność gospodarcza i udręka żyjących w nim ludzi. Ich celem jest urzeczywistnienie tego modelu społeczeństwa przez uśmiercenie starego, postrzeganego przez nich jako zacofanego. W dążeniu do władzy francuska lewica ucieka się do sprawdzonych przez bolszewików metod takich, jak podsycanie nienawiści i podziałów, manipulacja, stygmatyzowanie i ostracyzm przeciwników i aby osiągnąć swoje cele nigdy nie zrezygnuje ze swoich środków.

Secher alarmuje, że ofiary zostały już jasno określone i są to w pierwszej kolejności ludzie zamożni i katolicy, a w dalszej kolejności ci, którzy podkreślają swoją światopoglądową odmienność. Nie ma on wątpliwości, że François Hollande konsekwentnie wprowadzi swój program w życie, tak jak czynił to w Hiszpanii przywódca socjalistów Jose Zapatero. Nie ma zresztą większego wyboru w sytuacji, gdy jest naciskany przez swoich bezwzględnych sojuszników z Frontu Lewicowego, dla który termin rewolucja nie jest jedynie figurą retoryczną.

Ci, którzy uspokajają mówią, że przecież lewica miała już swojego prezydenta w osobie François Mitterranda i żadna rewolucja w duchu ideałów marksistowskich się nie dokonała. Jednakże obecnie sytuacja jest inna niż wówczas. Mitterand był człowiekiem o silnej osobowości i w istocie był swego rodzaju konserwatystą, człowiekiem pragmatycznym, czym należy tłumaczyć np. jego sprzeciw wobec postulatów lewicy odnośnie nacjonalizacji szkolnictwa prywatnego.

Pragmatycznie do polityki podchodzi też Sarkozy, jednak z tą różnicą, że w przeciwieństwie do socjalistów zawsze bronił wolności jednostki i konsekwentnie walczy z wszechobecnością państwa na rzecz upodmiotowienia społeczeństwa. W czasie kampanii wyborczej Sarkozy jasno deklarował przywiązanie do takich wartości, jak rodzina, praca i naród, a i wcześniej nie unikał takich deklaracji. W przeciwieństwie do typowego francuskiego lewicowca, który pojęcie wolności traktuje instrumentalnie Sarkozy ma wielki szacunek dla wolności jednostki ludzkiej, zwłaszcza sumienia, czego z natury totalitarna lewica nie jest w stanie zaakceptować. W czasie prezydentury Sarkozyego słyszeliśmy jego wypowiedzi o pozytywnej roli chrześcijaństwa dla rozwoju cywilizacji i konieczności czerpania z tego dziedzictwa. „– Nie ma żadnego powodu, abyśmy byli jedyni na świecie, którzy nie podejmują tego dziedzictwa (…) Nikt nie jest więźniem historii swojego kraju, ale amputacja pamięci zawsze jest niebezpieczna, gdyż nieznajomość siebie rzadko prowadzi do szacunku dla samego siebie. Francja nie powinna zapominać czym jest i czym była, bo świat się zmienia”  – powiedział Sarkozy 3 marca ub. roku podczas wizyty w Puy-en-Velay, gdzie znajduje się najstarsze sanktuarium Maryjne we Francji.

Podobnego typu deklaracji nie możemy spodziewać się ze strony François Hollanda. Przeciwnie. Francuska lewica gwałtownie atakuje katolików, a w konsekwencji i Kościół katolicki, który pozostaje jedyną przestrzenią prawdziwej wolności i depozytariuszem wartości, które leżą u podstaw prawidłowego rozwoju każdego państwa i społeczeństwa. Reynald Secher przekonuje, że Sarkozy blokował tę nieustannie nakręcaną przez lewicę spiralę nienawiści, która obecnie może przynieść destrukcyjne i nieodwracalne konsekwencje.

Francuski politolog bije na alarm z kilku powodów. Dojście do władzy Hollanda stanowi ogromne zagrożenie dla tożsamości Francji. Problem ten jest bardzo ważny z racji dużej imigracji i załamania się wskaźnika urodzeń wśród rdzennych Francuzów. Czerpiąca z najgorszych tradycji francuska lewica, która z pogardą traktuje takie pojęcia, jak naród, ojczyzna i ziemia ojców, marzy o spreparowaniu społeczeństwa wielokulturowego, bez historycznych korzeni. Kieruje się względami praktycznymi – takim społeczeństwem można dowolnie manipulować.

Zrobiono już w tym kierunku bardzo duży krok, narzucając metodę nauczania historii polegającą na odejściu od nauczania chronologicznego na rzecz tematycznego. W ubiegłym roku usunięto z programu nauczania historii Francji zagadnienia dotyczące postaci, które odegrały zasadniczą rolę dla kształtowania się świadomości narodowej Francuzów i które właściwie tworzyły historię Francji. A są to postacie ważne nie tylko dla historii Francji, ale także dla historii powszechnej – Chlodwig, Karol Młot, Hugo Kapet, Ludwik IX Święty, Ludwik XVI, a nawet Napoleon. Nauczanie historii jest obowiązkowe tylko w klasach maturalnych o kierunku humanistycznym. W przyszłym roku nie będzie jej we wszystkich klasach maturalnych. Wszystko wskazuje na to, że pod presją radykalnej lewicy w najbliższej przyszłości historia będzie tylko przedmiotem fakultatywnym, lub nie będzie nauczana w ogóle.

Zdaniem Sechera ten proces odcinania uczniów od przeszłości ma na celu umieszczenie ich w świecie wirtualnym bez jakichkolwiek odniesień i wartości. W ten sposób stają się ludźmi bez przeszłości, wiec i bez przyszłości, czyli żyjącymi doraźnie i bez żadnego celu poza konsumpcją, którymi można dowolnie manipulować. Cała polityka lewicy wpisuje się tę logikę i dlatego chce ona przyznawać bez ograniczeń imigrantom obywatelstwo francuskie i prawo do głosowania w wyborach. Lewica jest w trakcie wprowadzania modelu społeczeństwa wielokulturowego, z wszystkimi znanymi jego konsekwencjami, i libanizacji Francji. Reynald Secher ostrzega, że z lewicą u władzy, ten proces się przyspieszy i stanie się nieodwracalny.

Drugim powodem do wszczęcia alarmu jest sprawa braku poszanowania dla życia ludzkiego. Już obecnie zabijanie dzieci poczętych we Francji traktuje się jako swego rodzaju środek antykoncepcyjny. Tymczasem francuska lewica nie tylko sprzeciwia się poszukiwaniu rozwiązań innych niż polityka wspierania kobiet poddających się temu „zabiegowi”, ale ponadto chce zalegalizować sprzeczną z prawem naturalnym tzw. eutanazję, czyli odrażającą praktykę sprowadzającą się do zabijania ludzi starych, niedołężnych, uznanych za nieuleczalnie chorych i trwale upośledzonych umysłowo.

Sprawą niebagatelną jest także interpretacja przez francuskich bolszewików pojęcia „wolność”. Jest czymś oczywistym, że deklarując swoją miłość do praw człowieka i podkreślając jego prawo do wolności, interpretują to pojęcie w sposób niezwykle ograniczony. Pokazuje to karykaturalna kampania, jaką prowadził lider Frontu Lewicowego, wołając o śmierć dla tych, których oceniał jako „niepożądanych” i „inaczej myślących”. Z kolei François Hollande zapewniał w czasie kampanii wyborczej, że gdy zostanie wybrany, to wymieni wszystkich wysokich urzędników i ambasadorów, którzy nie myślą tak jak on. Deklaracje te nie są pustymi sofizmatami wypowiedzianymi na użytek kampanii wyborczej i powinny budzić lęk, bo jak pokazuje doświadczenie (np. rządy Zapatero w Hiszpanii), taka nietolerancyjna lewica nie rzuca słów na wiatr.

Sytuacja jest więc poważna, bo skoro lewica wygrała wybory prezydenckie, to jest wielce prawdopodobne, że wygra też czerwcowe wybory parlamentarne, co oznacza, że będzie posiadać pełnię władzy. Ponadto w jej rękach jest większość samorządów terytorialnych, a także media i uczelnie wyższe. Tymczasem nie ma we Francji żadnej zorganizowanej siły, która skutecznie mogłaby się przeciwstawić zakusom lewicowych doktrynerów. Można się więc spodziewać, że bolszewicy znad Sekwany bardzo szybko zakneblują usta przeciwnikom i znaczny zakres wolności stanie się jedynie miłym wspomnieniem, bo francuska lewica ma totalitarny charakter i jest bardziej nietolerancyjna niż można to sobie wyobrazić.

Wybór François Hollanda, przepojonego ideologią odwołującą się do tradycji rewolucji francuskiej i dorobku radzieckich bolszewików, jest czymś o wiele więcej niż tylko symbolem. Oprócz znanej niekompetencji politycznej, na co zwracali uwagę jego bliscy współpracownicy, nie ma on żadnego doświadczenia w sprawowaniu władzy. Zdaniem Sechera, Hollande jako wzorcowy marksista, zamiast skoncentrować się na walce z kryzysem gospodarczym, zajmie się głównie rozniecaniem destabilizującego Francję rewolucyjnego fermentu.