Chłopiec z zapałkami i bojowy skuter, czyli zmierzch Zachodu

wtorek, 20 marca 2012 12:03 Zoil Haq
Drukuj
Ocena użytkowników: / 1
SłabyŚwietny 

Tags: Hic et nunc | Lewiatan

Jak się okazuje dawno w Polsce nie rozdmuchiwany problem z Cyganami (przypomnijmy sobie chociażby sprzed lat wydarzenia w Mławie i związana z tym potężną, na skalę europejską prowokację dotyczącej gwałtownej emigracji Cyganów z rasistowskiej Polski do krajów wiecznego szczęścia – czyli w tamtym przypadku Skandynawii, czy też sprawę morderstwa za mp3, dokonanego przez Cyganów z Polski na młodym Belgu na lotnisku w Brukseli) powrócił, mimo że rzecz dokonała się w sąsiedniej Słowacji. Skądinąd wiadomo, że Słowacja ma z „milutkimi Romami” problem o wiele większy, niż my z Festiwalem Kultury Romów w Ciechocinku. Od lat informują o narastającej roszczeniowej inwazji cygańskiej mniejszości i oprotestowują działania władz nacjonalistyczne organizacje słowackie Slovenská pospolitosť oraz Ľudová strana Naše Slovensko. Kończy się jak zwykle na niczym, stąd mamy sobotni efekt takiej, a nie innej polityki władz słowackich. Tak jak we Francji mniej czy bardziej zasymilowane mniejszości palą całe przedmieścia Paryża, w Anglii opanowują na przykład takie Bradford i gonią stamtąd brytolską większość, w Stanach negro furioso zrównuje z ziemią połowę Los Angeles, zwłaszcza tę, w której ciężko zapracowali na swój status autochtoniczni Azjaci.

Tak więc jeden zamek na Słowacji elit demoliberalnych nie wzruszy, a będzie dobrym pretekstem do ingerencji w wewnętrzne sprawy Słowacji (w przypadku gdyby nabrzmiały problem rząd próbował jakoś racjonalnie rozwiązać), a przy okazji może i państw sąsiednich tolerujących u siebie obecność agresywnej mniejszości. Dodajmy, mniejszości, która, czując poparcie piewców tolerancji z decyzyjnych ośrodków, nie omieszka wykorzystać tej sytuacji, aby upomnieć się o więcej. Nie wiemy, czy spalenie jednego zamku starczy, czy może trzeba będzie akcję eskalować, ale oczyma duszy już można usłyszeć zatroskane przekazy płynące z ust kanclerz Niemiec, premiera Wielkiej Brytanii czy prezydenta Francji – chociaż ten ostatni w swoim kraju, w ramach przygotowań przedwyborczych ostatnio zaczął przebąkiwać o końcu multukulti czy powstrzymaniu ekspansji innostranców na ziemie nad Loarą.

Zamek Krásna Hôrka, właściwa nazwa Krasznahorkaváralja, wniesiony został jeszcze w XIII w. przez króla Węgier Belę IV i do przewrotów XX w. był własnością rodów węgierskich. Oparł się m.in. Tatarom w XIII w., Turkom w XVII, przetrwał piekielny wiek XX, a upadł przed „romską krucjatą dziecięcą”, jak chcą usprawiedliwić ten czyn liberalne media. Usłużna policja oraz zmobilizowane na tę okazję wojsko, których nie było, gdy rzecz się zdarzyła, teraz w odpowiedzi na histeryczne reakcje miejscowych Cyganów z Krasnohorskiego Podhradia, przede wszystkim zajmują się ochroną ich osad przed „nacjonalistyczną słowacką hałastrą”, żądającą odwetu za zniszczenie historycznej pamiątki. Zwłaszcza, że wskazane za winowajców cygańskie dzieci (o, sancta simplicitas!) rozpłynęły się we mgle, bo ani trop szkolny tu nie pomoże, bo, jak wiadomo oni do szkoły nie chodzą, a i zatroskani rodzice wiedzą tyle o losie pociech, co nic. Może za miesiąc dwa znajdą się gdzieś w Szwecji czy Beneluxie – najprędzej oczywiście tam, bo w Polsce jednak musiałyby żebrać, tam natomiast mogą trafić do względnie zamożnych rodzin lub wyspecjalizowanych ochronek, i, oczywiście za jakiś czas, ściągnąć do siebie resztę rodziny. A może tak, przy okazji, cały tabor czy osadę. I to by było dla nas, ostatnich Europejczyków chyba najbardziej korzystne. Kraje Europy Środkowowschodniej mogłyby w końcu odetchnąć uwolnione od tyranii „pokrzywdzonych”, a dostatni i cierpiący na braki w przyroście naturalnym Zachód próbowałby któryś raz wcielić w życie swoje dewiacyjne miazmaty.

Tak było do tej pory. Ale teraz w dobie toczącego stetryczałą, „zuniowaną” Europę, tzw. kryzysu modne zaczęło być odcinanie się od ciągłego dopieszczania za pieniądze pracujących podatników, a na dodatek rozzuchwalonych przywilejami obcych, zidiociałych nierobów, agresją utwierdzających swój status w danym kraju. Umizgi Sarkozego do Marine le Pen dają do myślenia, ale na pewno nie Cyganom czy innym nierobom z całego świata szukającym swojego dolce vita w każdym zakątku starego kontynentu, wciskającym się niczym korniki w tradycyjne struktury i rozsadzające je stopniowo, m.in. poprzez akty sabotażu (Krásna Hôrka), gwałtu (Mława, Bruksela) i niechlujstwa cywilizacyjnego (mur w Michalovcach na Słowacji), które przerabiały chyba wszystkie stolice Europy. Tak na marginesie – widok (znany chyba od Lizbony po Warszawę) młodego, zdrowego, wypasionego faceta otoczonego gromadką zabiedzonych dzieci, albo prostytuującego swoje kobiety, żebrzącego w centrach może wzbudzić tylko słuszny gniew u zakorzenionych Europejczyków. Biały człowiek po prostu tego nie zrozumie i tolerował nie będzie.

Wygląda jednak, że nie tak łatwo można poradzić sobie z polipem, który dobrowolnie wszczepiono sobie w organizm. Doświadcza teraz tego Francja i jej dupowaty prezydent, który wyszedł przed szereg zapowiadając, oczywiście w ramach kampanii wyborczej, uporządkowanie spraw dotyczących zalewu Francji przez wszelkiego autoramentu mniejszości. Sarkozy posunął się w pewnym momencie do czynów, deportując nielegalnie przebywających w kraju Jean-Jacquesa Rousseau „szlachetnych dzikusów”, czyli Cyganów z Rumunii i Bułgarii. I wydawało się, że sprawy pójdą wreszcie w miarę właściwą drogą. Ale czas wyborów się zbliża, a tym samym czas zejścia ze sceny – już zdecydowano o tym – tego pseudoprawicowego i dlatego hołdującemu bożkowi demokracji satrapy. Żeby zaś nie było wątpliwości i żeby – mówiąc parabolą – Cyganie mogli wrócić nad Sekwanę zorganizowano ostatnio serię identycznych zamachów w Montauban i w Tuluzie, przywodzącą na myśl nic innego tylko pięknie wykonaną, precyzyjnie przemyślaną robotę à la Mossad.

Zabicie w centrum miast, w ruchliwych punktach, najpierw trzech żołnierzy, pochodzenia zdecydowanie mniejszościowego, z elitarnej jednostki, a następnie nauczyciela i dzieci ze szkoły żydowskiej w Tuluzie nie sposób przypisać na przykład mściwym Talibom (żołnierze z tej jednostki stacjonują w Afganistanie). Precyzja strzałów, opanowanie „mściciela na skuterze” i pewność, że nic mu nie grozi i odwrót ma zabezpieczony nie wskazuje raczej na – sugerowanych już przez prasę – islamistów. Wiedząc jak żydowskie ośrodki, instytucje, szkoły, lotniska, linia lotnicza czy poszczególni obywatele są chronieni nikt – a zwłaszcza przeszkolony bojownik muzułmański, a tym bardziej wynajęty do brudnej roboty Cygan – nie zdecydował by się na tak niepewny, a właściwie skazany z góry na niepowodzenie, atak. A tu tymczasem proszę – strzelec na skuterze walił jak do tarczy, zrobił swoje i spokojnie odjechał, zostawiają za sobą i trupy komandosów, i trupy żydowskich dzieci. Będzie gniew i oburzenie całego świata. Będzie – jak po 11 września 2011 r. Godzący w prawa mniejszości i kolorowych Sarkozy odejdzie? Przerżnie wybory jak nic. Francja nie wycofa się z Afganistanu i być może wspomoże USA w ataku na Iran? Z nowym prezydentem, socjałem Francois Hollandem, jak najbardziej. Wrócą Cyganie z Rumunii, Bułgarii, dojadą ze Słowacji, a może i z Polski po kolejnej prowokacji? Oczywiście, że wrócą i dojadą. Spalą zamki nad Loarą? Spalą, to jasne jak słońce, ale stworzy się dla nich specjalny program edukacyjno-integracyjny i zezwoli na zasiedlenie pogorzelisk. Wzmocni się także nadzór nad „nietolerancjuszmi” ze Słowacji, Czech, Polski, Rumunii – nawet w formie prowadzonych za ogromne pieniądze programów operacyjnych – kolesie się wzbogacą, rządy będą szantażowane, a robactwo plenić się będzie intensywniej.

I pomyśleć, że na to wszystko wystarczy jeden nawet nie motocyklista, tylko specagent poruszający się „suszarką do włosów”. Jest to niewątpliwy postęp. Bo żeby wrócić do dawnej, zatwierdzonej przez najwyższe gremia układanki, na szczęście już nie potraktowano kolejnego społeczeństwa np. lądującymi na wieży Eiffla samolotami, pociskami samosterującymi, czy wysadzeniem Luwru. Wystarczył jeden specsłużbista i rzeczywiście nieproporcjonalnie mała liczba ofiar. Jednak co Europa, to Europa.