Szczep pałeczki okrężnicy, czyli terror zielonego garniturka

sobota, 04 czerwca 2011 23:10 Wasyl Pylik
Drukuj
Ocena użytkowników: / 1
SłabyŚwietny 

Tags: Hic et nunc | Lewiatan

Mijają lata, zimy,
raz słoneczko, raz chmurka;
a my obojętnie przechodzimy
koło niejednego ogórka.
(K. I. Gałczyński, Miłosierdzie)

Śnić o ogórkach -
pomyślność w interesach.
(Sennik dla gospodyń)

Koneserzy tzw. dopalaczy, opisując wywołane tymi specyfikami halucynacje, opowiadali o ganiających ich olbrzymich gryzoniach czy wyrobach wędliniarskich. „Wiele razy widziałem, jak znajomi dostawali po tym głupawki, szaleli jak małpy w zoo, widzieli wielkie chodzące parówki albo uciekali, bo goniły ich krety” – zwierzał się onegdaj naoczny świadek (zob. Krzysztof Warecki, Dopalacze, s. 66, Polwen, Radom 2010). Zdarzało się, że pod wpływem tych przerażających wizji niektórzy nawet wyskakiwali przez okno, ale jeśli był ktoś trzeźwy w pobliżu, to mógł amatora halucynogennych wrażeń przytrzymać do czasu, aż wyimaginowane stwory rozpierzchły się w najgłębszych zakamarkach szarej substancji.

Jednak opowiastki degustatorów „artykułów kolekcjonerskich” (pod taką nazwą sprzedawano oficjalnie dopalacze) mogą co najwyżej śmieszyć tych, którzy nie znajdują w nich upodobania. Oto bowiem z końcem maja spotkaliśmy się ze zjawiskiem, które na pozór mogłoby być zapowiedzią szybko zbliżającego się sezonu ogórkowego, a które w istocie jest kolejnym symptomem nadchodzącej apokalipsy. Apokalipsy, której przyczyną nie jest bynajmniej gniew Boży, lecz ludzka pycha, chciwość i głupota.

Oto bowiem, od kiedy Barack Obama opuścił Polskę, nad Europą krąży o wiele bardziej przerażające widmo zielonego i apetycznie wyglądającego ogórka, który zabija każdego, kto stanie mu na drodze. „Szczepem pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) zostało zarażonych ponad tysiąc ludzi, głównie w Niemczech. Zmarło tam 17 osób oraz jedna w Szwecji. Niemieckie władze podejrzewały, że źródłem zakażeń są ogórki z Hiszpanii. Badania tego nie potwierdziły. Komisja Europejska ponagla Niemcy, by jak najszybciej znalazły źródło zakażenia. Zakażenia odnotowano także w Szwecji, Austrii, Danii, Wielkiej Brytanii, Holandii, Szwajcarii i USA. Główne ognisko zakażeń znajduje się w Hamburgu” – informowała 3 czerwca br. Polska Agencja Prasowa.

Niestety problem polega na tym, że o miejscu jego przebywania wiadomo tylko tyle, że są to Niemcy, chociaż – jak się okazuje – ogórek lubi incydentalne wypady do krajów ościennych, a nawet za ocean (przemycił się do Air Force One, czy co?). Poza tym ukrywa się on sprytnie wśród miliardów, podobnych mu całkowicie niegroźnych ogórków. Wszystko wskazuje na to, a zwłaszcza zbieżność jego pojawienia się w Europie z chwilą jej opuszczenia przez Obamę, że może to być nowe wcielenie Osamy bin Ladena.

W przeciwieństwie do dopalaczy w tym wypadku sprawa nie jest śmieszna, bo jeść musimy wszyscy, a nie samym chlebem, nabiałem i mięsem człowiek wegetuje. A kto wie, czy w tzw. międzyczasie nowe wcielenie bin Ladena nie przekabaci na swoją stronę kabaczków, pomidorów, rzodkiewek, kalafiorów, kapusty i innych płodów rolnych, o ile jeszcze można tak nazywać to, co obecnie się nam oferuje.

Dożyliśmy więc czasów, kiedy apetycznie, zdrowo i estetycznie (a nawet zbyt estetycznie) wyglądające warzywa mogą zabijać. Niby kupujemy ogórka, niby kupujemy pomidora, a okazuje się, że tak naprawdę nie wiemy, co kupujemy. I rzeczywiście, bo gdy bliżej przyjrzymy się „produkcji” tych „warzyw”, to nie wiele ona odbiega od produkcji wspomnianych dopalaczy. Każdy normalny konsument warzyw, kierując się zdrowym rozsądkiem wyobraża sobie, widząc je w warzywniaku, że rosną one i dojrzewają na grządkach, czerpiąc swoje substancje odżywcze z ziemi. Nic bardziej mylnego.

Uprawiane na skalę przemysłową nowalijki coraz rzadziej mają kontakt z ziemią. Coraz częściej za to wiszą na jakichś wieszakach i stelażach, zaś ich korzenie zanurzone są w zawiesinie, której składu wolelibyśmy nigdy nie poznać. Ponadto rośliny te poddawane są genetycznym manipulacjom, które mają uodpornić je na choroby, zwiększyć ich masę czy po prostu poprawić ich wygląd. I rzeczywiście – poza wyglądem (w istocie zdeformowanym) – niewiele z tego ogórka czy pomidora zostaje, i tak naprawdę nie wiemy, co jemy. Wygląd takiego ogórka wiele nam sugeruje, ale niczego o nim nie mówi. Najwłaściwiej byłoby określać tę żywność mianem psychopatycznej. Jak wiemy psychopaci pod swoją miłą powierzchownością, ukrywają swoje prawdziwe mroczne oblicze i analogicznie jest z produkowaną sztucznie żywnością – zdrowo wyglądający i dobrze smakujący ogórek staje się groźnym zabójcą.

Co innego ogórek naturalny – jego daleki od unijnych standardów, ale za to zgodny z naturą kształt, jego blizny, przebarwienia na skórce świadczą o jego zmaganiach z bakteriami, grzybami, wirusami i innymi przeciwnościami. Gdy jest niezdrowy – w przeciwieństwie do swoich plastikowych i niebezpiecznych, ale zgodnych z unijnymi standardami klonów – ostrzega nas o tym swoim wyglądem, smakiem i konsystencją.

Obecny, kolejny po chorobie wściekłych krów i aferze dioksynowej, ogórkowy thriller zafundowała nam zdechrystianizowana cywilizacja zachodnia, na czele z Unią Europejską, która w imię dbałości o zdrowie konsumentów postanowiła wprowadzić standaryzację żywności. Owa standaryzacja polega głównie na swoistej sterylizacji żywności, czyli jej uplastikowieniu. Oczywiście, wbrew temu, co głosiły w mediach i „naukowych” opracowaniach watahy pożytecznych idiotów i zaprzedanych naukowców, nie chodziło tutaj wcale o zdrowie konsumentów, lecz o maksymalizację zysków produkujących „żywność” korporacji. Pamiętajmy, że aby wyprodukować spełniającego unijne standardy ogórka, trzeba wokół tego zbudować – zbędny w świecie funkcjonującym zgodnie z naturą – cały przemysł. Ileś laboratoriów głowi się, jak takiego ogórka zmusić, żeby w czasie wzrostu się nie wyginał, lecz rósł prosto. Inni głowią się, jak zwielokrotnić jego masę (co w naturze jest niemożliwe). Oczywiście taki ogórek, broń Boże, nie może pobrudzić paluszków równie wysterylizowanych jak żywność konsumentów, dlatego osobna dyrektywa zakazuje sprzedaży ich w inny sposób niż w opakowaniach, które przecież ktoś musi wyprodukować. Et cetera…

Na tym polega współczesny socjalizm, że nie produkuje się tego, co jest ludziom potrzebne, lecz to na czym stosunkowo nieliczna grupa chce zarobić. Dyrektywy są po to, aby sztucznie wymusić na to zapotrzebowanie. Normalnie zasiewa się nasiona ogórków, potem one wzrastają, wydają owoce, zbiera się je i sprzedaje. Proste. Ale Przedsiębiorstwo Socjalizm nienawidzi wszystkiego, co jest racjonalne i proste (spróbujcie prowadzić działalność gospodarczą), bo przecież na tych, co pracują uczciwie musi jeszcze zarobić cała masa pasożytów, którzy produkują rzeczy i świadczą usługi, których bez unijnych dyrektyw nikt by nie potrzebował. Oczywiście takie sztuczne generowanie potrzeb musi skończyć się kiedyś tragedią, której afera ogórkowa wydaje się być kolejną zapowiedzią.

Przez tysiące lat ludzie jedli niestandaryzowaną żywność i jakoś nie stanowiło to żadnego zagrożenia. Pan Bóg na tyle wyposażył człowieka, że bez trudu potrafi odróżnić zdrowego ogórka od zagrażającego naszemu zdrowiu mutanta. Co więcej, nawet jeśli komuś zdarzyło się spożyć zepsutego (co wątpliwe, bo nawet gdybyśmy mieli problemy ze wzrokiem, to zdradziłby to jego smak; zwykle tego typu problemy biorą się z braku higieny), to w najgorszym razie kończyło się to rozstrojem żołądka, a nie śmiercią. Przez tysiące lat żarliśmy „niezdrową” z punktu widzenia unijnych standardów żywność i nie mieliśmy z tego powodu większych problemów (no chyba, że z obżarstwa). Żyliśmy na tyle długo, aby wydać i wychować liczne potomstwo…

A może właśnie o to chodzi, aby tą wyjałowioną żywnością rujnować ludziom zdrowie, niszczyć ich płodność, a nawet zabijać. Przecież to wszystko jest w zgodzie z zaleceniami tzw. Klubu Rzymskiego, który uznał kiedyś, że jest nas za dużo. A że można na tym jeszcze zbijać fortunę…! Taki unijny standard, tym razem nawet i z pozoru nie śmieszny. Jeśli ktoś szuka prawdziwej Al Kaidy, no to ją właśnie znalazł. Nie tworzą jej ograniczeni koranicznymi zabobonami pastuchy, którzy nie potrafią nawet wyprodukować długopisu, lecz doskonale wykształceni, wyzwoleni z wszelkich zasad moralnych ludzie zajmujący najwyższe stanowiska w strukturach, zdawałoby się cywilizowanego świata.