Die Fahne hoch, czyli melancholia Larsa von Triera

piątek, 20 maja 2011 12:35 Wasyl Pylik
Drukuj
Ocena użytkowników: / 3
SłabyŚwietny 

Tags: Hic et nunc | Lewiatan

Że Europa przestała już być chrześcijańska, to wiemy od dawna. Nie było jednak oczywiste, że stała się talmudyczna. Każdy katolik wie, że czegoś takiego, jak współczucie nie można odmówić nikomu, nawet największemu wrogowi. Wynika to bezpośrednio z przykazania miłości bliźniego, którym jest każdy człowiek bez względu na rasę czy wyznanie. Nie jest to jednak oczywiste dla tych, którzy od sądu Piłata nad Chrystusem uzurpują sobie prawo do duchowego panowania nad człowiekiem czy też ich światopoglądowym klonom.

Z chwilą legalizacji tzw. aborcji zakwestionowano obowiązywanie przykazania miłości bliźniego wobec nienarodzonych, ale przynajmniej obowiązywało ono wobec tych, którzy mieli szczęście się urodzić. Jednak w ostatnim czasie eugeniczna mentalność wkradła się także i na ten obszar. Okazuje się bowiem, że w obecnej Europie współczucie nie należy się każdemu, lecz tylko wybrańcom, albo mówiąc prościej pieszczochom politycznej poprawności.

Z punktu widzenia ideologii politycznej poprawności nie wolno współczuć dziecku, któremu ludzki egoizm nie pozwolił się narodzić, bo to przecież – jak określił to jakiś piewca cywilizacji śmierci – nic więcej jak „bezkształtna galareta”. Za to należy się współczucie pedofilowi Romanowi Polańskiemu, który jest przecież ofiarą zdeformowanej „katolickimi przesądami” mentalności środowiska, w którym wzrastał jako dziecko. Zresztą współczucie należy się każdemu kryminaliście, no bo przecież to nie jego wina, że jest zły, lecz społeczeństwa.

Nie dość więc, że selekcjonuje się już ludzi na tych, którzy powinni żyć (Żydzi, Niemcy i społeczno-obyczajowi zboczeńcy), mogą żyć (szabesgoje), nie powinni żyć (chrześcijanie i muzułmanie) i absolutnie nie mogą żyć (katolicy), to jeszcze selekcjonuje się na tych, którym współczucie się należy i na tych, którym się nie należy. I nie jest to żaden mit. Doświadczył tego osobiście duński reżyser Lars von Trier, który na festiwalu filmowym w Cannes ośmielił się wyrazić współczucie przywódcy Trzeciej Rzeszy Adolfowi Hitlerowi. „Cóż mogę powiedzieć? Rozumiem Hitlera, ale myślę, że robił złe rzeczy, tak, absolutnie. Mogę sobie wyobrazić, jak w końcu siedzi w swoim bunkrze. On nie jest tym, kogo można nazwać dobrym człowiekiem, ale trochę go rozumiem i troszkę mu współczuję. Ale przecież nie popieram II wojny światowej i nie jestem przeciw Żydom” – wyznał reżyser.

Za tę wypowiedź został on w czwartek „ze skutkiem natychmiastowym” uznany za persona non grata na festiwalu filmowym w Cannes. Jednakowoż reżyser stwierdził później, że żartował i przeprosił za swoją wypowiedź, dzięki czemu jego film Melancholia najprawdopodobniej nie został wykluczony z konkursu o Złotą Palmę. W komunikacie potępiającym wypowiedź Larsa von Triera dyrekcja festiwalu określiła jego uwagi jako „niedopuszczalne, nie do przyjęcia i niezgodne z ideałami człowieczeństwa i hojności, które rządzą festiwalem”.

Tylko w jakim sensie wyrażanie współczucia jest niezgodne z ideałami człowieczeństwa? Przecież, pomimo ogromu wyrządzonego zła, Hitler był człowiekiem, i jako człowiekowi można, a nawet trzeba wyrażać mu współczucie na równi z jego ofiarami, a może nawet bardziej. Bo o ile swoje ofiary unicestwiał głównie fizycznie, o tyle swoimi zbrodniczymi czynami, jakich się dopuścił wobec całych narodów unicestwił siebie. I to nie tylko fizycznie, ale najprawdopodobniej także w wymiarze ostatecznym.

Można być raczej pewnym, że gdyby Lars von Trier powiedział: „Cóż mogę powiedzieć? Rozumiem Stalina, ale myślę, że robił złe rzeczy, tak, absolutnie. Mogę sobie wyobrazić, jak w końcu siedzi osamotniony na Kremlu. On nie jest tym, kogo można nazwać dobrym człowiekiem, ale trochę go rozumiem i troszkę mu współczuję. Ale przecież nie popieram czystek, masowych egzekucji i eksterminacji całych narodów”, to nikt by się nie oburzył. A jeśli nawet, to dlatego, że tak nieprzychylnie wyraził się o „wujku Joe”.

Z oświadczenia dyrekcji festiwalu powiało charakterystyczną dla talmudycznej mentalności złowrogą pogardą wobec każdego, kto widzi pewne sprawy inaczej. Duński reżyser wypowiedział się jak człowiek, a tymczasem – skoro już poruszył ten temat – według skażonego żydowską mentalnością kierownictwa festiwalu powinien był zachować się jak żydowscy żołnierze, którzy pastwią się nad ciałami zabitych Palestyńczyków. Tymczasem każdy chrześcijanin wie, że w obliczu śmierci, w godzinie której decyduje się ostateczny los człowieka, należy się szacunek nawet największemu wrogowi, który jest przecież naszym błądzącym bratem w człowieczeństwie. Rozumie to każdy katolik, ale nie rozumieją tego żydowscy żołnierze fotografujący się z zabitymi Palestyńczykami niczym z upolowaną zwierzyną, i nie rozumie tego dyrekcja festiwalu filmowego w Cannes. Każdemu wolno współczuć i każdego należy próbować zrozumieć. Nie wiemy co działo się w sercach Hitlera i Stalina, chociaż możemy się domyślać, kto wlał truciznę w serca tych, pod wieloma względami niezwykle zdolnych, ludzi, którzy w innych okolicznościach mogliby budować cywilizację ofiarnej miłości.


Czytaj także:

"Żydzi oczywiście nie kontrolują mediów, ani żadnej innej branży" – czyli Hollywood nie przebacza