Czego Niemcy nie trawią, czyli na Zachodzie bez zmian

czwartek, 17 czerwca 2010 09:18 Dariusz Ratajczak
Drukuj
Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 

Tags: Hic et nunc | Lewiatan

Czy chciałbyś szybko wylądować w niemieckim więzieniu? Sprawa jest w miarę prosta. Piszesz książkę, artykuł lub tylko list, w których negujesz - bo ja wiem - religię holocaustu, autentyczność dziennika Anny Frank albo wynurzenia świadka historii - jakiegoś egzaltowanego fryzjera (byłoby dobrze, abyś tekst rozpowszechnił w internecie; również będziesz gotowy na "cacy"), następnie przyjeżdżasz do kraju Heinego, Einsteina i Bubisa, a tam już oczekują na Cię, królu kochany, stróże prawa i penitencjarny eintopf.

Taka przygoda spotkała onego czasu m.in. mojego miłego korespondencyjnego znajomego - Fredrica Tobena z Australii, który zajmował się holocaustem w cyberprzestrzeni, później elegancko przyleciał do Mannheim... a w połowie czerwca Anno Domini 1999 przysłał autorowi tych słów sympatyczny list zaczynający się od słów: "Właśnie spędzam sobie czas w mannheimskim pierdelku..." Zwyczaj izolowania niepoprawnych cudzoziemców wszedł bardziej papieskim od papieża Niemcom w krew. Żeby było śmieszniej, w ostatnich latach dotyczy on głównie Amerykanów mających nadal słowno-wolnościowe złudzenia.

Na przykład Gerharda Laucka. Lauck, amerykański lewicowy narodowiec (jego poglądy polityczne zresztą kompletnie mnie nie interesują) został zatrzymany w Danii, a następnie przekazany przez obrzydliwie poprawnych potomków Wikingów jeszcze tchórzliwszym rodakom Waltera Modela. Ci oskarżyli go o wydawanie pisma, które miało admiratorów również w Niemczech. Domyślam się, że treść periodyku pozostawała w sprzeczności z duchem Konstytucji Republiki Federalnej. A ten jest jak najbardziej na czasie, to znaczy "tolerancyjny inaczej". Początkowo nonkonformistę umieszczono w celi o powierzchni 9 m kwadratowych w najlepiej strzeżonym skrzydle hamburskiego więzienia nr VI. Tam kurtuazyjnie pewien urzędnik zapewnił go, iż żywy Niemiec nie opuści. Później przeniesiono aresztanta do więzienia nr I (także w Hamburgu). Dyrektor tegoż, Harry Weiss, umieścił Amerykanina w 8-osobowej celi razem z nałogowymi palaczami tytoniu, narkomanami i homoseksualistami, czyli elementem "bliskim socjalnie" demolesbokracji.

Prawnik Laucka z przerażeniem obserwował pogłębiające się problemy zdrowotne swojego klienta wywołane bezsennością i "duszną atmosferą" celi, ale Weiss - należący do szczególnie chronionej grupy etnicznej - przez długi czas pozostawał głuchy na sugestie dotyczące przeniesienia człowieka cierpiącego w inne miejsce. Gauck przesiedział w tureckim (przepraszam: niemieckim) więzieniu... 4 lata, a uwolnienie zawdzięcza pismu "Spotlight", które jego przypadek nagłośniło w USA ("Spotlight" był pismem znienawidzonym przez demoliberałów, w tym osobiście przez Billa Clintona. Samo określało się, chyba słusznie, mianem "ostatniej prawdziwie amerykańskiej gazety" lub "głosem amerykańskiej większości"; dodajmy: uparcie milczącej).

Po powrocie do Ameryki Gerhard Lauck zorganizował akcje uświadamiającą wśród amerykańskich turystów, której celem było uzmysłowienie im, że ewentualne wakacje w Niemczech mogą zakończyć się w "kiciu". Wydał nawet z tej okazji rozprowadzany 15 sierpnia 1999 r. na międzynarodowym lotnisku w Los Angeles Alarm dla podróżnych, obiektywnie uderzający w niemiecką turystykę.

Czytamy w tym bardziej komicznym niż tragicznym dokumencie: "Amerykańscy obywatele są obecnie bez ostrzeżenia aresztowani na niemieckich lotniskach! Najbardziej ryzykują dziennikarze i wydawcy ponieważ niemieckie Ministerstwo Sprawiedliwości rości sobie pretensje do globalnej jurysdykcji (denn heute gehoert uns Deutschland und Morgen die ganze Welt? - DR), a to dlatego, iż amerykańskie publikacje oraz internet są łatwo dostępne w Niemczech. Pamiętaj jednak, że nawet niewinny list pewnego starszego wiekiem Amerykanina zaprowadził go na 5 miesięcy do niemieckiego więzienia.

Amerykańskiego historyka, Richarda Landwehra, sądzono in absentia w Niemczech. Jego przewinienie polegało na tym, że napisał i wydał w USA książkę poświęconą wojnie. Jeden egzemplarz tej pozycji wytropiono w Niemczech. Amerykański wydawca Gerhard Lauck został wbrew swej woli przewieziony z Danii do Niemiec i uwięziony na 4 lata. Jego winą było publikowanie w Ameryce pisma promującego wolność słowa. Pismo to było także dostępne w Niemczech. Amerykański emeryt, Hans Schmidt został aresztowany na frankfurckim lotnisku, a następnie przetrzymywano go przez 5 miesięcy w więzieniu. Jedyną jego winą było napisanie i przesłanie listu z Ameryki, w którym protestował przeciwko łamaniu praw człowieka w Niemczech...

A zatem: STRZEŻ SIĘ WIĘZIENIA! STRZEŻ SIĘ NIEMIEC! Niemiecka czujność w dziele utrwalania demokracji jest naprawdę imponująca. A jako, że wszystko co "najlepsze" z Zachodu Polacy otrzymują via Bundesrepublik (na zasadzie: Niemiec trawi i wydala za Odrę), miejmy nadzieję, iż już niedługo nasi twórczy ministrowie dadzą rozkaz strzelania bez ostrzeżenia do ohydnych, rewizjonistycznych mord na Okęciu.