Afrykanerzy zamykają drzwi i gaszą światło. Uwagi na marginesie Mundialu w RPA

środa, 09 czerwca 2010 20:16 Dariusz Ratajczak
Drukuj
Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 

Tags: Hic et nunc | Lewiatan

W połowie XVII wieku do brzegów południowej Afryki dobiły trzy statki należące do holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Odtąd biali, bezdyskusyjni - o czym niżej - gospodarze terenu, uzupełniani przez dopływ chłopów z Niderlandów, Niemiec oraz francuskich hugenotów, poczęli tworzyć specyficzną, jedyną w swoim rodzaju społeczność, której czas nie tak dawno temu dobiegł końca...

afr2Burowie, potomkowie pierwszych osadników, po wojnie burskiej znani szerzej jako Afrykanerzy, nie są zwykłymi europejskimi uzurpatorami, nie są kolonialną elitą administracyjną, jaką Afryce oferowali Anglicy w Kenii, czy Francuzi w Senegalu. Przede wszystkim to właśnie oni jako pierwsi odkryli walory południa kontynentu. Pojawili się właściwie na terenach niczyich, zamieszkanych jedynie przez nielicznych Hotentotów (uważających się zresztą za ,,ludek wybrany'') i Buszmenów, których trudno uważać za Murzynów. Ludy Bantu, z których składa się dzisiejsza czarna ludność RPA (Zulusi, Khosa, Ndebele itd.), to późniejsi , często niezwykle agresywni przybysze z północy.

afr3Kwestia pierwszeństwa ma o tyle znaczenie, że właściwie nigdzie nie zostało zapisane, że Afryka (w tym jej część południowa) należy do Czarnych. Toż to zwykły rasizm! Niestety, nasi nieuleczalni postępowcy w kółko gadający o prawach człowieka tudzież popluwający na europejskich ,,ksenofobów'' - wykopanie białych z RPA traktują jako coś naturalnego. Jako zupełnie moim zdaniem abstrakcyjną ,,sprawiedliwość dziejową''. Oczywiście jeszcze nie teraz, jeszcze są potrzebni fachowcy od południowo-afrykańskiej ,,tablicy Mendelejewa'' i banków, jeszcze żyją laureaci politycznie poprawnej Pokojowej Nagrody Nobla: de Klerk i Mandela... Wkrótce jednak, bądźmy tego pewni, pojawi się pretoriańsko-kapsztadzka mutacja oszalałego p. prezydenta Roberta Mugabe, jakiś były terrorysta wyedukowany w nienawiści na ulicach tragicznego Soweto, i wrzuci białych do morza. One Kettler - one bullit (jeden kolonista - jedna kulka) - jak mawiali towarzysze z Kongresu Panafrykańskiego, teraz podobno spijający demokrację wraz z mlekiem matki.

Bynajmniej nie byłem zwolennikiem polityki apartheidu, idei segregacji rasowej zrodzonej w uczonych głowach profesorów z uniwersytetów w Stellenbosch i Witwatersrand, a konsekwentnie wprowadzanej w życie od końca lat 40.  ubiegłego wieku. Należałoby jednak postawić pytanie, czy ta próba ochrony europejskiego dziedzictwa w południowej Afryce, przy zachowaniu poszanowania dla psychicznej, kulturowej i cywilizacyjnej odrębności ludności czarnej, naprawdę wyszła tym ostatnim tylko na złe?

afr5Owszem, prawa człowieka to rzecz arcyważna, ale właśnie w Afryce -  nieustającym ,,kontynencie przyszłości''- podstawowe prawo do życia było i jest często iluzją. Czarni Afrykanie głodowali i głodują. Tymczasem rasistowski rząd RPA zapewniał czarnym obywatelom znośne warunki bytu, o niebo lepsze od takich ,,postępowych'' państw jak Angola, Mozambik, Zimbabwe. Co więcej, pozwalał całkiem nieźle prosperować niektórym tubylczym bantustanom, w tym Bophuthatswanie z jej bajecznym Sun City, gdzie raz do roku spotykają się białe, czarne i żółte niezamężne dzierlatki w ramach wyborów Miss World.

afr9Prawa polityczne? Wolne żarty. A jakie to prawa polityczne zapewniał Afrykanom mięsisty Idi Amin, operetkowy cesarz Bokassa, mozambijscy marksiści, czy kompletnie zbzikowany Mobutu Sese Seko trzydziestu imion?!

afr6Mordy? Służby specjalne RPA przede wszystkim tropiły marksistowskich terrorystów wysadzających w powietrze lokale rozrywkowe lub rzucających płonące opony samochodowe na czarnych współziomków. Nierzadko była to walka suwerennego państwa z obcą (sowiecką, libijską, chińską) infiltracją; walka toczona w interesie białych, ale i wielu Koloredów (afrykańskich Mulatów), Azjatów i czarnych. To prawda, policja otwierała ogień do manifestantów,  mordowała wybiórczo czarnych bojowników, pamiętajmy jednak, że w dobie apartheidu najwięcej ludzi zginęło podczas walk czarnych z czarnymi. W ogóle represyjność rasistowskiego państwa wyglądała całkiem humanitarnie w porównaniu z sytuacją w różnych okresach w więcej niż tuzinie państw ,,Czarnego Lądu''. Czy da się porównać surowe, więzienne losy Nelsona Mandeli z tragedią politycznych przeciwników wspomnianego Idi Amina, których po wstępnej penitencjarnej ,,obróbce'' rzucano w rozdziawione paszcze krokodyli?!afr7

Apartheid, nie bardziej obrzydliwy od czarnego, podszytego rasizmem totalizmu, skończył się. Pozostaje zatem kwestia, co zrobić z białą, 5 milionową mniejszością w RPA. Koncepcja lansowana przez optymistów głosi, że powstanie tolerancyjne wielorasowe społeczeństwo, takie Stany Zjednoczone á rebours. Nie rozwijając tematu - śmiem w to wątpić. Chociażby dlatego, że kraj ten zamieszkują wykształcone już narody, które mają własne ambicje i cele.

afr8Sedno problemu polega na tym, iż RPA - dzisiaj, przy okazji, oaza pospolitego bandytyzmu i przeraźliwa wylęgarnia wirusa HIV (wielu czarnych uważa, że jedynym remedium na chorobę jest odbycie stosunku seksualnego z dziewicą!!!) - jest państwem o granicach kolonialnych, w którym nakazano mieszkać tradycyjnym wrogom. Apartheid paradoksalnie łagodził konflikty, ale jego już nie ma. Zapewne wyjściem z sytuacji byłaby federacyjna, czy konfederacyjna formuła państwa (państw), popierana przez wielu Zulusów i niektórych białych prawicowców, ale na to nigdy nie zgodzi się - i wie co robi - Afrykański Kongres Narodowy, przewodnia siła polityczna państwa.

Pozostaje być może jedyne rozwiązanie w postaci wykrojenia (choćby siłą) ,,białego państwa afrykańskiego'', Volksstaatu, które zapewniłoby przetrwanie potomkom Burów. W końcu każdy naród ma prawo do samostanowienia i obrony własnego świata wartości. Pytanie tylko, czy wśród defensywnych i nierzadko zrezygnowanych dzisiaj Afrykanerów, przerażonych aktami niewyobrażalnych gwałtów ze strony pijanej i chorej na AIDS hołoty, kryjących się na farmach lub w ściśle izolowanych dzielnicach - czyli jakby nie było gettach, znajdą się ludzie na miarę Pretoriusa i poprowadzą Nowy Wielki Trek? afr10Jeżeli tego nie uczynią (zapewne nie uczynią) za kilkadziesiąt lat wielka, afrykańska księga białego człowieka ostatecznie zamknie się, a jedyny naród w Afryce o europejskich korzeniach będzie już tylko wzbudzał zainteresowanie historyków i językoznawców. Z czasem - archeologów.