Od "La Mondea" do dobrobytu. Wywiad z gen. Augusto Pinochetem

piątek, 10 września 2010 12:38 Jan M. Fijor
Drukuj

Tags: Dzieje powszechne | Historia odkłamywana

Bez zerwania z przeszłością, z monopolem jednej grupy, bez prywatyzacji, wolnego rynku, reformy ubezpieczeń emerytalnych, bez stworzenia konkurencji postęp nie byłby możliwy. Mam dużą satysfakcję widząc, że naszą drogą podąża Argentyna, Brazylia czy nawet maleńki Salwador. Zamiast być pochodnią rewolucji, od której spłonęłaby cała Ameryka Łacińska, stajemy się pochodnią pokoju, postępu i wolności, bez których nasze sukcesy nie byłyby możliwe.

Augusto José Ramón Pinochet Ugarte (ur. 25 listopada 1915 w Valparaíso, zm. 10 grudnia 2006 w Santiago de Chile) – chilijski dyktator i generał, przywódca junty wojskowej w Chile od 1973 r. W latach 1974-1990 pełnił urząd prezydenta. Doszedł do władzy w wyniku wojskowego zamachu stanu, odsuwając od władzy Salvadora Allende i zawieszając konstytucję. Po plebiscycie w 1988 r.,  przekazał w roku 1990 pokojowo władzę zwycięzcy wolnych wyborów prezydenckich z 1989 r.


Publikujemy wywiad, jakiego udzielił Janowi M. Fijołowi 25 listopada 1997 r. gen. Augusto Pinochet (za stroną: http://www.fijor.com/osadzi-mnie-bog/)


Od "La Mondea" do dobrobytu. Wywiad z byłym prezydentem Republiki Chilijskiej, a obecnie głównodowodzącym Chilijskich Sił Lądowych, gen. Augusto Pinochetem. Rozmawia Jan M. Fijor

Jan M. Fijor: Panie generale, większość Chilijczyków wyraża się o panu z ogromnym szacunkiem czy wręcz miłością, uważając pana za Ojca narodu, a mimo to poza granicami Chile kojarzy się pan wciąż z krwawą dyktaturą. W światowych mediach gen. Pinochet uważany jest za tyrana, podczas gdy np. Fidel Castro cieszy się opinią … bohatera.
Gen. Augusto Pinochet: Chile leży na końcu świata, trudniej tu dotrzeć i samemu się przekonać… Nam opinię urabiali uciekinierzy polityczni po przewrocie w 1973 roku. Wyjeżdżali do Europy Zachodniej, do Stanów Zjednoczonych i tam mówili co chcieli. Nikt tego nie kontrolował, nikt nie sprawdzał. Z panem Castro, żeby odpowiedzieć na pytanie do końca, było inaczej, jego przeciwnicy siedzieli w więzieniach i wyjechać z kraju nie mogli. Poza tym, wobec Castro zachodnie, co tu ukrywać, lewicujące media, były życzliwe. W przypadku Chile, gdzie równocześnie z przewrotem doszło do ukrócenia samowoli komunistów, lewica poczuła się rozgoryczona. Proszę pamiętać, że lata 70. to szczyt popularności idei Marksa i Lenina.
JMF: Co dokładnie wydarzyło się we wrześniu 1973 roku?
GAP: Przewrót był nieuniknionym skutkiem chaosu panującego od roku 1970, a więc od momentu objęcia władzy przez Salvatore Allende…
JMF: Ale jednak Allende wybrany został w wyborach demokratycznych.
GAP: Zacznijmy od tego, że Allende nie uzyskał w wyborach prezydenckich większości; otrzymał niewiele ponad jedną trzecią głosów. Prezydentem został z woli Kongresu, który powierzył mu mandat prezydencki.
JMF: Czy to znaczy, że i Kongres miał zapatrywania lewicowe?
GAP: Lewica miała w Kongresie swoich przedstawicieli, ale parlamentu nie dominowała. Zresztą Allende w czasie kampanii wyborczej nie ujawniał wcale swoich prokomunistycznych sympatii. Prezentował się raczej jako polityk umiarkowany, dopiero później, pod wpływem doradców sowieckich i kubańskich odkrył swoje prawdziwe oblicze, doprowadzając kraj do kompletnego rozkładu. W 1972 i 73 roku inflacja dochodziła w Chile do 2.5 proc. dziennie, prawie 1000 proc. rocznie. Szwankował transport, brakowało paliw, surowców, żywności, energii elektrycznej. Było to mniej więcej na dwa tygodnie przed terminem wkroczenia armii do Pałacu „La Moneda”. Zatelefonowała do mnie córka, Lucia, miała wtedy dwóch małych chłopców, z rozpaczą w głosie oświadczyła, że nie ma im co dać jeść. Ta, mlekiem i miodem płynąca ziemia przestała rodzić. „Rozentuzjazmowane” grupy związkowców i innych politycznych sojuszników Unidad Popular i Allende, napadały, grabiły, buntowały chłopów i robotników, nakłaniając ich – rzekomo w imię „lepszego jutra” i „nowego ładu” – do strajku powszechnego. Dalsze życie było w takich warunkach niemożliwe. Tym bardziej, że ogarnięty szaleństwem rewolucji Allende nie liczył się z niczym i nikim. Ostatnie dwa lata jego prezydentury, to właściwie rządy dyktatorskie. A tak, ignorował Kongres, podporządkowując go sobie z drastycznym pogwałceniem Konstytucji. Gdybyśmy wtedy nie wkroczyli, Chile przestałoby istnieć jako państwo, a komunistyczna pożoga rozprzestrzeniłaby się na cały kontynent. Rosjanie tylko zacierali ręce. Zapłaciliśmy za to ogromną cenę. Opinia o generale Pinochecie jest tego ilustracją.
JMF: Jaka była cena ratowania Chile?
GAP: Bardzo wysoka!
JMF: Czy zatem, warto było?
GAP: Trudno tu mówić w kategoriach opłacalności. Wystarczy, że zginie chociażby jeden człowiek, to już cena jest zbyt wysoka. Ubolewam nad tym co się stało, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Stanęliśmy przed klasycznym wyborem mniejszego zła; ratowaliśmy kraj, ratowaliśmy byt i przyszłość kilkunastu milionów Chilijczyków. To była obrona konieczna, działanie w obronie własnej.
JMF: Czy głównym celem przewrotu nie było unicestwienie rewolucji komunistycznej?
GAP: Absolutnie nie myśleliśmy w takich kategoriach. Ja jestem żołnierzem, nie politykiem. Służę w armii od wczesnej młodości i szczerze mówiąc w politykę nigdy wcześniej nie angażowałem się. Wypełniałem rozkazy i nakładane na mnie obowiązki, również wtedy, w sierpniu i wrześniu 1973 roku. Dlatego mój przewrót nie był klasycznym, południowoamerykańskim golpe, kiedy to wojskowy caudillo zaprowadza dyktaturę polityczną i niepodzielnie rządzi. W naszym przypadku – bo to było działanie zinstytucjonalizowane – chodziło wyłącznie o ratowanie kraju i jego obywateli.
JMF: Ile osób zginęło w czasie przewrotu wojskowego?
AGP: Różne komisje podają różne liczby. Moim zdaniem najbliższe prawdy są szacunki, mówiące, że w wyniku zamachu stanu w Chile śmierć poniosło ok. 2000 ofiar. Chodzi o wszystkie ofiary – zarówno po stronie terrorystów, lewicy, jak i po stronie sił porządku.
JMF: Czy ci ludzie musieli zginąć?
GAP: Proszę pana, to była normalna, otwarta wojna z elementami guerilli. Odbywały się regularne potyczki zbrojne pomiędzy zwolennikami lewicy a wojskiem chilijskim. Poza tym porywano ludzi, dokonywano zamachów bombowych, napadów. To nie jest szukanie usprawiedliwienia, to są fakty. Czy pan wie, że kucharz w domu mojej córki, po powrocie z pracy do domu został w bestialski sposób przez „partyzantów” zamordowany. Ja nie twierdzę, że tylko tamta strona była brutalna, bo i siły porządku popełniały okrucieństwa. To było w tamtych okolicznościach nieuniknione. Człowiek jest tylko człowiekiem i w obronie życia może popełnić czyn nieprzyzwoity. Czasem – „przy okazji” – dochodziło do zwykłej zemsty, samosądów, innym razem ludzi zawodziły nerwy, stąd zdarzały się rzeczy odrażające. Przyjmuję na siebie całe odium tej sytuacji, chcę jednak zauważyć, że robiliśmy wszystko, aby do takich zdarzeń nie dochodziło. Gdybyśmy nie dążyli do utrzymania praworządności – proszę mi wierzyć – Chile zmieniłoby się w morze krwi…
JMF: Czy żołnierze mieli rozkaz bezwzględnego eliminowania „lewicy”?
GAP: Żadnych „specjalnych” rozkazów nie było. To nie leży ani w naturze Chilijczyków, ani tym bardziej w charakterze naszych sił zbrojnych. Chile było i jest krajem demokratycznym, przewrót zrobiliśmy z prawdziwym bólem serca. Domagali się tego od nas obywatele, naród chilijski, i to bez względu na ich orientację polityczną. Na kilka miesięcy przed zamachem stanu, nawet życzliwe Allende media, krytykowały armię za bezczynność. W Chile nie dało się żyć.
JMF: W ostatnich dniach listopada czytałem w „El Mercurio” o tajemniczej „kwaterze 29″, grobie zbiorowym, w którym znaleziono szczątki stu osób pomordowanych w wyniku przewrotu. Czy pan coś na ten temat wie?
GAP: Konkretnie na temat „kwatery 29″ nie, ale zdaję sobie sprawę – już mówiłem – że takie rzeczy się zdarzały. Wojsko, armia nie służy do zabawy, lecz do niszczenia wroga, a w razie potrzeby do zabijania go…Każda armia, nie tylko chilijska…Cierpię z tego powodu, cóż jednak mogę zrobić?
JMF: Co było bezpośrednim impulsem do wkroczenia do „La Moneda”?
GAP: Trudno dzisiaj dokładnie powiedzieć. Może właśnie ten telefon od Lucii, że nie ma co dać dzieciom jeść? Takich telefonów mieliśmy tysiące…
JMF: Dlaczego czekaliście do ostatniej chwili?
GAP: Bo nie chcieliśmy tego przewrotu. Ludzie, którzy byli wtedy ze mną blisko wiedzą, jak bardzo tego „golpe” nie chciałem. Uważam przewroty za takie samo zło, jak rewolucję. W Chile, w przeciwieństwie do niektórych krajów Ameryki Łacińskiej, gdzie armie chętnie wkraczają na scenę polityczną, przewrotów wojskowych czy zamachów stanu praktycznie nie było.
JMF: O ile wiem, to był pierwszy i jedyny przewrót wojskowy w dziejach Chile.
GAP: To prawda.
JMF: Próbowaliście komunistów przekonywać?
GAP: Oczywiście. Robiliśmy wszystko, by problem rozwiązać na drodze rokowań, ale Allende działał jak szaleniec. Nic do niego nie docierało. Opanowało go przeświadczenie o misji dziejowej i światowej rewolucji. Utwierdzali go w nim jego kubańscy i sowieccy doradcy, których w sierpniu 1973 roku naliczyliśmy co najmniej 1500. Przestały się dla niego liczyć argumenty logiczne czy patriotyczne. Wiem, bo sam z nim rozmawiałem. Próbowaliśmy mu rewolucję wyperswadować. Nie pomagało. Wojsko chilijskie stało zawsze na straży naszej suwerenności i dumy narodowej, nie mogło zareagować inaczej.
JMF: Pańscy wrogowie twierdzą, że przewrót został wykonany na zlecenie CIA. Innymi słowy, że Amerykanie naciskali na pana, na armię. Wiadomo przecież, że nacjonalizacja i socjalizm nie leżały interesie działających na terenie Chile koncernów takich, jak choćby ITT, General Motors, Anaconda.
GAP: To są opinie wyssane z palca. Absolutna nieprawda. Uważam, że de facto Amerykanie na przewrocie stracili. Nawet gdyby Allende wygrał, koncerny w końcu ułożyłyby się z komunistami na korzystnych dla siebie warunkach. Komuniści zawsze mieli respekt do „wielkiego kapitału”. Znamy tego przykłady. My działaliśmy niezależnie, reprezentując wyłącznie interes kraju, stąd wyjątkowo niechętna wobec Chile postawa Stanów Zjednoczonych. Czy pan wie, że embargo na dostawy amerykańskiej broni i części zamiennych do Chile zostało uchylone dopiero kilka miesięcy temu? Wprawdzie po przewrocie traktowaliśmy wszystkich jednakowo, bez względu na to, czy byli Amerykanami, Argentyńczykami czy Szwedami, to dla nikogo nie było tajemnicą, że staraliśmy się stwarzać preferencje dla kapitału rodzimego, chilijskiego. Jeśli ktoś na przewrocie skorzystał, to właśnie Chilijczycy.
JMF: Pańscy wrogowie twierdzą też, że obalenie Allende pozbawiło ubogich Chilijczyków nadziei na lepsze jutro i nabiło kabzę krajowej arystokracji i politykom.
GAP: Są to twierdzenia absolutnie bezpodstawne. Jeśli już brałem czyjąś stronę, to właśnie ubogich. Dawałem tego dowody na każdym kroku. Zdawałem sobie bowiem sprawę, że bogaci dadzą sobie radę sami. Wiedziałem, że jeśli poprawi się masom, rewolucyjna gorączka opadnie. I nie omyliłem się. Wystarczy spytać przeciętnego Chilijczyka jak, w wyniku rządów wojskowych, zmieniło się jego życie. Pozostawiłem kraj kwitnący, w prospericie, która nie ominęła żadnej grupy społecznej. Liczby mówią same za siebie. Eksport – w latach 1973 – 1987 – wzrósł czterokrotnie, przy równoczesnym spadku o połowę wypływów z wywozu miedzi. Wzrost produkcji rolnej wyniósł w tym czasie ponad 500 proc. Dochód narodowy wzrastał w tempie prawie 10 proc. rocznie. Proszę się zastanowić, czy takie wyniki byłyby możliwe w warunkach krwawej tyranii, działającej w interesie grup uprzywilejowanych? Przed rokiem 1970 prawie 43 proc. Chilijczyków żyło na skraju nędzy, w 10 lat później było ich 20 proc. Zwiększyła się aktywność, zaniedbywanych dotychczas na rzecz stolicy, prowincji (regiones); ich udział w dochodzie narodowy wzrósł o ponad 150 proc. Te wszystkie procesy trwają nadal. Nie było to więc tylko działanie doraźne bądź wymuszone, na rozkaz czy pod wpływem strachu. To był proces, który przeniósł mój kraj z wieku XIX w XXI stulecie. Wprowadziliśmy Chile na drogę reform nie mających precedensu nie tylko w krajach Ameryki Łacińskiej. Wierzę, że zgodnie z opracowanym dwadzieścia lat temu planem „Chile 2010″, właśnie w 2010 roku, w dwusetną rocznicę powstania republiki, wejdziemy do grona państw rozwiniętych. W 1995 roku, po raz pierwszy w historii dochód narodowy Chile w przeliczeniu na głowę mieszkańca przekroczył poziom tak bogatych krajów, jak Wenezuela, Argentyna czy Brazylia.
JMF: Dlaczego wobec tych wszystkich zasług chilijski Kościół wystąpił przeciwko panu?
GAP: Ubolewam nad tym, jestem przecież praktykującym katolikiem i całe życie starałem się postępować jak katolik. Wprawdzie nie cała hierarchia nas potępiała, ale faktem jest, że większość duchownych wystąpiła przeciwko mnie. Dlaczego? To był okres triumfów „teologii wyzwolenia”, wielu księży pracujących wśród ubogich domagało się zmian. Szansę „lepszego jutra” widzieli właśnie w rewolucji. Uważali może, że ja również reprezentuję „stary porządek”. Trzeba było czasu, żeby zmienili zdanie.
JMF: W którym momencie zdecydował się pan na drastyczne reformy systemowe?
GAP: Niedługo po zamachu stanu. Wiedziałem, że przyczyną całego zła była przestarzała, zacofana struktura społeczna; zbyt duże państwo, koncentracja władzy w rękach praktycznie tylko jednej grupy społecznej, nędza będąca tego konsekwencją, niskie tempo wrostu gospodarczego, analfabetyzm i wiele innych bolączek, które przeniesiono jeszcze z ubiegłego stulecia. Od lat próbowano system zreformować, jednakże bez większych sukcesów. Jedna grupa uprzywilejowana zastępowała drugą. Czułem, że oto nadarzyła się okazja do zmian, ale – przyznaję – nie wiedziałem jak do nich doprowadzić. Całe życie byłem tylko żołnierzem. Politykiem stałem się niemal w przeddzień przewrotu. I nagle olśnienie; wiedziałem, że od wielu lat na Universidad Catolica de Chile działa silna grupa wykształconych w USA ekonomistów, mądrych, światłych ludzi, którzy nie mieli dotychczas okazji wykazania się. Zwróciłem się do nich. Powstała grupa konsultacyjna, do której zaprosiłem przedstawicieli wszelkich ugrupowań społecznych i politycznych. Komunistów, którzy byli zdelegalizowani, wprawdzie nie, ale przedstawicieli lewicy także.
JMF: Nie bali się?
GAP: Nie wiem, w każdym razie brali udział w pracach komitetu ds. reformy. Chciałbym zaznaczyć, że w wyniku przewrotu zawiesiliśmy tylko działalność Kongresu; rząd i sądownictwo były wciąż niezależne. Nie była to więc „klasyczna” dyktatura.
JMF: Na czym polegały pańskie reformy?
GAP: Na tym, że powierzyłem decyzje ludziom mądrym, wykształconym, niezależnym i patriotom. Dałem im wolną rękę. Wiedziałem, że reforma jest konieczna, a oni potrafili ją wdrożyć w życie. Dobrzy ekonomiści z reguły wiedzą, co jest dla gospodarki, dla kraju i jego obywateli korzystne. Problem z politykami, którzy w obawie – nazwijmy to po imieniu – o władzę niechętnie z doświadczeń ekonomistów korzystają. Ja się nie bałem, przeciwnie, zachęcałem ich, popierałem, broniłem.
JMF: Przed kim?
GAP: Mieliśmy przeciwników; ja miałem, reforma miała.
JMF: Kogo?
GAP: Cały dotychczasowy establishment, który wiedział, że reforma oznacza koniec epoki przywilejów. Bez zerwania z przeszłością, z monopolem jednej grupy, bez prywatyzacji, wolnego rynku, reformy ubezpieczeń emerytalnych, bez stworzenia konkurencji postęp nie byłby możliwy. Mam dużą satysfakcję widząc, że naszą drogą podąża Argentyna, Brazylia czy nawet maleńki Salwador. Zamiast być pochodnią rewolucji, od której spłonęłaby cała Ameryka Łacińska, stajemy się pochodnią pokoju, postępu i wolności, bez których nasze sukcesy nie byłyby możliwe.
JMF: W kontekście wydarzeń z września 1973 pańskie ostatnie zdanie brzmi dość propagandowo.
GAP: Jest to jednak szczera prawda. Bez wolności nie ma sukcesu. Wiedziałem o tym już wtedy, wkraczając 24 lata temu do pałacu „La Moneda”. Dlatego zaraz po przewrocie zajęliśmy się pracami nad Konstytucją, która – choć została zatwierdzona oficjalnie we wrześniu 1980 roku – gotowa była już w 1978 roku. Zapisaliśmy w niej termin referendum w sprawie zakończenia stanu wyjątkowego i przekazania władzy cywilom. Oddanie władzy w 1989 roku i wolne wybory prezydenckie odbyły się dokładnie tak, jak to zostało zapisane w Konstytucji.
JMF: Czy to była Konstytucja generała Pinocheta?
GAP: Niezupełnie, ale nie ukrywam, że miałem na jej kształt duży wpływ. Dlatego właśnie tak świadomie samoograniczyłem w niej swoją władzę.
JMF: Nawet pańscy zwolennicy uważają, że oddanie władzy cywilom nastąpiło za późno, że gdyby zrezygnował pan dwa lata wcześniej, w 1987 roku, nikt by dzisiaj nie miał do pana pretensji.
GAP: Bardzo możliwe. Jestem przecież tylko człowiekiem i, jak każdy zjadacz chleba, popełniam błędy. Przygotowując zaraz po przewrocie Konstytucję, w której m.in. zapisany był termin mojego odejścia od władzy, nie przypuszczałem, że porządek zapanuje tak szybko i nastąpi tak pomyślny dla kraju rozwój wypadków. Tym bardziej, że tuż po przewrocie sytuacja nie wyglądała różowo. Zaraz po zamachu gospodarka nieco się unormowała, inflacja spadła do 50 proc., ale rozpoczął się „kryzysu energetyczny”. Ceny ropy naftowej, paliw wzrosły pięciokrotnie. Równocześnie drastycznie spadła na światowych rynkach cena miedzi i wzrosła cena dolara. Bojkotowano nas, oprotestowywano, izolowano, wstrzymano praktycznie inwestycje zagraniczne, nie było więc łatwo. Jakby i tego było mało, Argentyna wypowiedziała nam wojnę. Potrzeba było wtedy wiele wyobraźni, by uwierzyć w powodzenie reform i zdecydować się na taką właśnie, ze wszechmiar demokratyczną, Konstytucję.
JMF: Kiedy był pan już przekonany, że reforma Pinocheta się powiodła?
GAP: Na początku lat 80. – mimo iż w 1981 roku pojawił się kolejny kryzys energetyczny – widać już było wyraźnie, że kraj jest na dobrej drodze. I od tego momentu Chile kwitnie, stając się krajem reform modelowych dla całego świata.
JMF: Dlatego właśnie zdecydował się pan na ogłoszenie amnestii w 1984 roku?
GAP: Między innymi dlatego.
JMF: Czy miewał pan jakieś kontakty z Polską, z Polakami?
GAP: Oczywiście! Przecież papież jest Polakiem. To wspaniały, wielki człowiek, miałem okazję poznać Go 10 lat temu, gdy odwiedził nasz kraj. Od wielu lat moja rodzina przyjaźni się z o. Brunonem Rychłowskim, polskim salezjaninem, rektorem Polskiej Misji Katolickiej w Chile. Nie sposób nie wymienić Ignacego Domeyki, który kładł podwaliny pod chilijską państwowość, naukę i przemysł. W Chile żyje kilkuset potomków Domeyki, w tym jego wnuczka. Polacy to wielki, odważny i bohaterski naród, świat wiele wam zawdzięcza.
JMF: Co pan teraz robi?
GAP: Pracuję, jestem dowódcą armii lądowej. 17 marca 1998 roku przechodzę na emeryturę. Marzę o tym, będę mieć wreszcie czas dla żony, dla rodziny, będę mógł się pobawić z prawnukami.
JMF: A jak się pan czuje?
GAP: Doskonale. Jestem w dobrym zdrowiu, śpię spokojnie, sumienie mam czyste. A to co zrobiłem, osądzi Bóg.
JMF: Dziękuję za rozmowę i życzę dużo zdrowia z okazji nadchodzących urodzin (rozmowa miała miejsce w przeddzień 82. urodzin generała, 25 listopada 1997 roku w Santiago de Chile).