Demokratyczne ludobójstwo. Hiroszima i Nagasaki poligonem doświadczalnym American way of life

niedziela, 07 sierpnia 2011 01:00 Krzysztof Warecki
Drukuj

Tags: Dzieje powszechne | Historia odkłamywana

Współczesna cywilizacja zachodnia jest budowana na bezprecedensowej pogardzie dla ludzkiego życia. Jej aktami fundacyjnymi stały się ludobójstwa jakich świat nie znał od zamierzchłej starożytności do końca Średniowiecza. Począwszy od reformacji, która przyniosła Europie szereg krwawych wojen religijnych, poprzez miliony ofiar rewolucji francuskiej, bolszewickiej i dwóch wojen światowych, a na współczesnej hekatombie dzieci nienarodzonych kończąc. W tę szatańską duchowość szczególnie wpisują się nie tylko akty ludobójstwa dokonywane na masową skalę przez Niemców pod rządami Adolfa Hitlera i Rosjan pod rządami Józefa Stalina, lecz także ataki atomowe na japońskie miasta, jakich dopuściły się rządzone przez „światłych” masonów „cywilizowane” Stany Zjednoczone u schyłku II wojny światowej.

Współczesna cywilizacja zachodnia jest budowana na bezprecedensowej pogardzie dla ludzkiego życia. Jej aktami fundacyjnymi stały się ludobójstwa jakich świat nie znał od zamierzchłej starożytności do końca Średniowiecza. Począwszy od reformacji, która przyniosła Europie szereg krwawych wojen religijnych, poprzez miliony ofiar rewolucji francuskiej, bolszewickiej i dwóch wojen światowych, a na współczesnej hekatombie dzieci nienarodzonych kończąc. W tę szatańską duchowość szczególnie wpisują się nie tylko akty ludobójstwa dokonywane na masową skalę przez Niemców pod rządami Adolfa Hitlera i Rosjan pod rządami Józefa Stalina, lecz także ataki atomowe na japońskie miasta, jakich dopuściły się rządzone przez „światłych” masonów „cywilizowane” Stany Zjednoczone u schyłku II wojny światowej.

W tym samym czasie, kiedy Niemcy mordowali warszawskich redemptorystów oraz kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Woli amerykański bombowiec B 29 z bombą atomową na pokładzie zmierzał w kierunku japońskiego archipelagu z zamiarem zrzucenia na jedno z japońskich miast bomby o niespotykanej w historii sile rażenia. Każdego roku odnotowujemy kolejną rocznicę zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. I co roku zadajemy sobie pytanie: czy było to konieczne, czy rzeczywiście – jak próbowali argumentować ci, którzy podjęli tę straszliwą w skutkach decyzję – skróciła ona wojnę? Czy cena za zwycięstwo nad Japonią nie była w ogólnoludzkim wymiarze zbyt wygórowana? Chociaż pytania te zwykle pozostają bez odpowiedzi, to bynajmniej nie są one retoryczne.

Znamienny jest już sam dobór celów. Rządząca wówczas Stanami Zjednoczonymi grupa polityków i wojskowych wytypowała trzy miasta, które nie miały kluczowego znaczenia dla losów wojny – Hiroszimę, Kokurę i Nagasaki. Nie było tam ważnych celów wojskowych, o czym świadczy choćby fakt, że Amerykanie po wydaniu wyroku na te miasta przez blisko 4 miesiące (od 16 kwietnia 1945 r.) celowo oszczędzali je przed bombardowaniami konwencjonalnymi. Chodziło o to, aby po eksplozji, analizując skalę zniszczeń, precyzyjniej można było ocenić siłę rażenia nowej broni.

Amerykańscy sztabowcy od razu zakładali, że głównym celem ataku na 365-tysięczną Hiroszimę, jak i pozostałe dwa miasta, będzie ludność cywilna. O ich ludobójczych zamiarach świadczy fakt, że nie ostrzegli mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki o swoich zamiarach, co zwykle czynili przed nalotami konwencjonalnymi. Poraża łatwość, z jaką wydano wyrok okrutnej śmierci na mieszkańców tych miast – tak, jakbyśmy mieli do czynienia z danymi statystycznymi, za którymi poza abstrakcyjnymi wartościami nic się nie kryje. Po próbnej eksplozji, jakiej dokonano 16 lipca 1945 r. na pustyni w stanie Nowy Meksyk, amerykańscy politycy i wojskowi mieli pełną wiedzę o potężnej sile rażenia nowej broni a mimo to konsekwentnie realizowano plan zagłady całego miasta. Skoncentrowano się jedynie na dobraniu odpowiednich tricków PR-owych, które – już po wykonaniu zadania – skutecznie znieczulą sumienia Amerykanów.

Jak przekonywano amerykańską, a później i światową, opinię publiczną już po zrzuceniu bomb na Hiroszimę i Nagasaki, tylko taka hekatomba była w stanie złamać japońskie władze i zmusić je do bezwarunkowej kapitulacji. Dla poparcia tego argumentu przytaczano inne. Na podstawie najczęściej zmyślonych szacunków wmawiano Amerykanom, że powstrzymanie się od użycia tej straszliwej broni z pewnością zwielokrotniłoby liczbę ofiar wśród amerykańskich żołnierzy. Mówiono wręcz o milionie potencjalnych strat wśród walczących Amerykanów. W świetle oficjalnej propagandy wyglądało to nawet zbożnie – przecież prezydent Harry Truman chciał jak najszybciej, zwycięsko i najlepiej bez strat własnych, zakończyć wojnę. Pomne okrucieństw dokonanych przez japońskich żołnierzy, amerykańskie społeczeństwo łatwo dało się przekonać, że atomowa bomba stworzyła taką szansę i szybko przeszło nad bezprecedensową masakrą do porządku dziennego.

Czy było to konieczne?

Jednak pomimo działań „znieczulających” machiny propagandowej pamięć o zagładzie Hiroszimy i Nagasaki wzbudziła po wojnie wśród mieszkańców Ameryki falę moralnej refleksji. Z upływem czasu coraz większej aktualności nabierało pytanie – czy było to konieczne? Pomijając już straty wśród ludności cywilnej okazało się, że są także inne argumenty przemawiające za tym, że zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki nie było konieczne i były inne możliwości szybszego zakończenia wojny.

Doraźnie amerykański program budowy bomby atomowej był wymierzony przede wszystkim przeciwko Trzeciej Rzeszy. Niemcy jeszcze przed wojną dysponowali potencjałem, umożliwiającym skonstruowanie w ciągu kilku lat broni nuklearnej, czego bardzo bali się alianci po rozpoczęciu wojny. Jednak po 1939 roku Niemcom nie udało się dokonać znaczących postępów w realizacji tego projektu. Atomową rywalizację z Niemcami Amerykanie wygrali już w 1942 r., o czym ostatecznie przekonali się po kapitulacji Trzeciej Rzeszy. Pozostawała już tylko Japonia, o której wiedziano, że nie jest w stanie wyprodukować bomby atomowej w przewidywalnej przyszłości. Niemniej jednak – jak tłumaczono – ze względu na zacięty opór wojsk japońskich oraz zapowiedzi rządu japońskiego o obronie wysp japońskich do ostatniego mieszkańca, brano pod uwagę użycie broni atomowej.

Mimo to wśród samych twórców amerykańskiej bomby atomowej znaleźli się ludzie (m.in. Leo Szilard), którzy uważali, że po kapitulacji Niemiec nie ma potrzeby użycia bomby atomowej. W specjalnym memorandum do władz amerykańskich z 11 czerwca 1945 r. przekonywali, że aby szybciej zakończyć wojnę, wystarczy zaprosić japońskich obserwatorów na poligon, by mogli naocznie przekonać się o straszliwej sile rażenia nowej broni. Chociaż w kontekście potencjalnych ofiar pomysł był godny rozważenia, amerykańscy wojskowi odrzucili go. Tłumaczyli pokrętnie, że gdyby próbna eksplozja nie udała się, Japończycy zamiast przerazić się walczyliby jeszcze zacieklej.

Ostatecznie, niewiele ponad miesiąc od czerwcowego memorandum naukowców pojawiła się realna możliwość zmuszenia Japonii do złożenia broni bez użycia bomb atomowych. Otóż na trzy dni przed próbną eksplozją ładunku nuklearnego na pustyni w Nowym Meksyku (13 lipca 1945 r.) amerykańscy dyplomaci poinformowali prezydenta Trumana, że rząd japoński zainteresowany jest „zawarciem pokoju”, czyli w praktyce podpisaniem kapitulacji. Japończycy stawiali tylko jeden warunek – cesarz, który w ówczesnym społeczeństwie japońskim uznawany był za istotę boską, nie zostanie zmuszony do abdykacji, a tym bardziej nie zostanie postawiony przed sądem za zbrodnie wojenne, czego domagali się alianci. Jednak postulat rządu japońskiego zwycięskie mocarstwa – Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Chiny (Związek Sowiecki nie był wówczas w stanie wojny z Japonią) zdecydowanie odrzuciły. 26 lipca 1945 r. wydano sygnowaną przez te państwa stanowczą w tonie Deklarację (ZSRS podpisał ją po wypowiedzeniu Japonii wojny), w której wezwano rząd japoński do bezwarunkowej kapitulacji i która określała sposób traktowania Japonii po wojnie. Jednak deklaracji tej nie przekazano do Tokio drogą oficjalną, wobec czego alianci nie doczekali się odpowiedzi władz japońskich. Jak więc widzimy Amerykanie zrobili bardzo dużo, aby uniemożliwić Japonii kapitulację, która w owym czasie była dla nich po prostu nie na rękę. To przesądziło o losie Hiroszimy. Ciekawe, że poza Amerykanami pozostali sygnatariusze Deklaracji nie wiedzieli o posiadaniu przez USA broni atomowej.

Wielce wymowne jest również to, że po podpisaniu przez Japonię bezwarunkowej kapitulacji i tak oszczędzono cesarza. Monarcha musiał jedynie zrezygnować z oddawanej mu dotychczas przez Japończyków boskiej czci. A więc były to warunki, o których przyjęcie poprosili japońscy dyplomaci 13 lipca 1945 r. Dlaczego więc Hiroszima musiała być zniszczona?

Ofiara Zimnej Wojny?

Jeszcze w początkowym stadium wojny liczono się z realną możliwości skonstruowania bomby atomowej przed zakończeniem wojny. Dlatego już w 1943 r. państwa sojusznicze zobowiązały się, że broń atomowa nie będzie mogła być użyta przeciwko państwu trzeciemu bez zgody któregokolwiek sojusznika. Jednak z czasem, ze względu na decydujący wkład naukowy, techniczny i finansowy Stanów Zjednoczonych w skonstruowanie bomby, Amerykanie zaczęli traktować jej posiadanie jako sprawę wewnętrzną. Sprawa jej użycia leżała w 1945 r. tylko i wyłącznie w gestii Amerykanów.

Wielkie znaczenie dla podjęcia decyzji o użyciu bomby atomowej miał fakt, że na jej opracowanie wydano około 2 mld dolarów. Co ciekawe, te fundusze – a była to na owe czasy kwota olbrzymia – ze względu na maksymalny stopień tajności przedsięwzięcia nie były zatwierdzone przez Kongres. Aby więc uniknąć ewentualnych oskarżeń ze strony kongresmenów o marnotrawienie publicznych funduszy, administracja prezydenta Trumana uznała, że tak czy inaczej bomby trzeba użyć. W mniemaniu wojskowych i zasiadających w Białym Domu polityków tylko w ten sposób można było przekonać kongresmenów, że olbrzymi wysiłek nie poszedł na marne i nie tylko przyspieszył zakończenie wojny, ale także pozwolił uniknąć wielkich strat. Krótko mówiąc – „inwestycja” musiała się zwrócić i dlatego Hiroszima musiała zniknąć z powierzchni ziemi. Zresztą innej możliwości nie brano pod uwagę. – Było naszym wspólnym celem w czasie wojny, aby być pierwszymi, którzy wyprodukują broń atomową i jej użyją – wspominał po latach Henry Stimson, ówczesny sekretarz ds. wojny i jednocześnie główny koordynator budowy amerykańskiej bomby atomowej. Jako że Niemcy skapitulowały padło na Japonię.

Nie tylko strach przed Kongresem wpłynął na decyzję o zagładzie Hiroszimy. Koniec wojny był tylko kwestią czasu, więc głowy polityków zaprzątała już myśl o przyszłości powojennego świata. Amerykanów szczególnie niepokoiła potęga Związku Sowieckiego i będący jej skutkiem niepohamowany apetyt Stalina, który narzucił swe panowanie połowie Europy. W Białym Domu słusznie obawiano się, że również w Azji ZSRR będzie usiłował powiększyć swoją strefę wpływów. Obecnie już chyba mało kto ma wątpliwości, że zrzucenie bomby atomowej na Hiroshimę było krwawą demonstracją siły, której celem było pohamowanie apetytów Stalina w Azji. – Bomba zapewni nam możliwość dyktowania naszych warunków pod koniec wojny – stwierdził pod koniec kwietnia 1945 sekretarz stanu James Byrnes w rozmowie z prezydentem Trumanem. Tylko zademonstrowanie jej niezwykłej siły rażenia mogło przekonać sowietów, że Amerykanie nie żartują. Hiroszima musiała więc być starta z powierzchni ziemi. Tak więc w sierpniu 1945 r. prowadząc wojnę z Japonią, Amerykanie prowadzili już wojnę polityczną ze Związkiem Radzieckim. Można powiedzieć, że Japonia była ostatnim frontem II wojny światowej i pierwszym frontem Zimnej Wojny.

Potwierdzeniem tego wydaje się być podjęta przez Amerykanów decyzja o zbombardowaniu kolejnego japońskiego miasta i to zaledwie w trzy dni po unicestwieniu Hiroszimy. Znamienne, że nalot na Nagasaki nastąpił zanim Tokio było w stanie ocenić co naprawdę stało się w Hiroszimie i ewentualnie podjąć decyzję o kapitulacji. Jednak dokładnie tego dnia, 9 sierpnia 1945 r., Związek Radziecki wypowiedział wojnę Japonii. Wydaje się to być jedyne racjonalne wytłumaczenie dla barbarzyństwa, jakie stało się udziałem mieszkańców Nagasaki. Broniący się resztkami sił japońscy militaryści nie zdawali sobie sprawy, że stali się zakładnikami międzynarodowej polityki z najgorszymi tego konsekwencjami. Nawet jeśli zbombardowanie Hiroszimy rzeczywiście przyczyniło się do przyspieszenia końca wojny i zapobiegło stratom wśród amerykańskich żołnierzy, to wydaje się, że było to niejako przy okazji. Ten sam cel można było osiągnąć nie skazując na cierpienia i okrutną śmierć mieszkańców obu miast.

Dlaczego wybrano Nagasaki?

Atak na Nagasaki z militarnego i psychologicznego punktu widzenia nie miał sensu. Jednak ze względu na specyfikę tego miejsca podejrzewano, że miasto to umieszczono na liście celów z pełną premedytacją. Specyfika Nagasaki i okolic polegała na tym, że w czasie wojny mieszkała tam znaczna liczba katolików. Trudno dzisiaj powiedzieć, czy ci, którzy umieszczali Nagasaki na liście celów, świadomie dążyli w ten sposób do zagłady wspólnoty katolickiej w Japonii. Jeśli nawet, to nie ma niezbitych dowodów na poparcie tej hipotezy. Faktem jest, że 9 sierpnia ofiarą bomby atomowej miała paść Kokura. Jednak panujące tego dnia nad miastem całkowite zachmurzenie sprawiło, że samolot z bombą na pokładzie skierował się nad Nagasaki. Także i tutaj pogoda była nienajlepsza. Z powodu złej widoczności nie trafiono w centrum miasta, dzięki czemu liczba ofiar była o wiele mniejsza niż w Hiroszimie.

***

Usprawiedliwiając japońską jatkę, do niezwykle przewrotnej argumentacji odwołał się wspomniany Henry Stimson, który usiłował ludobójstwo w Hiroszimie i Nagasaki przedstawiać jako dobrodziejstwo dla ludzkości. Stwierdził po wojnie, że atomowe eksplozje w Hiroszimie i Nagasaki miały przywrócić ogarniętą furią niszczenia ludzkość do opamiętania i stanowić przestrogę dla świata w dłuższej perspektywie. – Im okropniejsze będą skutki wybuchu, tym większa będzie dla świata nauka – twierdził.

Chociaż słowa Stimsona wydają się być z perspektywy czasu dorabianiem teorii do realiów Zimnej Wojny, to jednak trzeba przyznać, że bomba atomowa stanowiła istotną jakościową różnicę w porównaniu z bronią konwencjonalną. Jej użycie spowodowało nie tylko przełom psychologiczny, ale, z czego chyba nie do końca zdawano sprawę, zdruzgotało barierę etyczną, która zabraniała z premedytacją i w poczuciu legalności poświęcać niewinnych ludzi dla politycznych celów, nawet jeśli byli wrogami. W mgnieniu oka nastąpiła swoista dewaluacja nie tylko życia człowieka, ale w ogóle człowieczeństwa.