„Dajcie nam już w nasze ręce karabinów jak najwięcej”, czyli dziękujemy Węgrom za 22 miliony kul!

czwartek, 09 lutego 2012 12:09 GK Dzieje narodowe
Drukuj

Tags: Białe plamy | Dzieje narodowe

Historia ta, nieco dziś zapomniana, dotycząca ważnego wydarzenia z bogatych dziejów polsko-węgierskiej przyjaźni, z wiadomego powodu zamilczana w okresie PRL-u, niedawno została przypomniana nam przez prezydenta Węgier, Pala Schmitta, podczas marcowej wizyty w naszym kraju.

Przyczynek ten opisał w kilkustronicowej broszurce Louis Villant w 1931 r. – relacjonując historię pomocy jednego bratniego narodu, drugiemu, w imię bezinteresownego antykomunizmu.

Państwo rosyjskie upada, władzę przejmują siepacze Lenina, a Polska staje się pierwszą przeszkodą nawały bolszewickiej, która tędy torowała sobie drogę do Niemiec i Czechosłowacji, gdzie, jak wiadomo, czerwoni mogli liczyć na spore poparcie. Jak wiemy w kwietniu 1920 r. Polacy są pod Kijowem, a w sierpniu bronią już Warszawy. Jak to się stało, że wojska polskie, odcięte od wszelkich dostaw przez Wolne Miasto Gdańsk, Niemcy, Czechosłowację, 16 sierpnia rozpoczynają ofensywę, która się kończy głęboko na Ukrainie?

Jedyną granicą, przez którą mogła przejść pomoc, była granica rumuńska, jedynym narodem, który nam pomógł był Naród Węgierski. Dnia 10 lipca rząd polski zwraca się do Budapesztu z pytaniem, czy będzie w stanie wysłać nam na pomoc 20-30 tysięcy kawalerii. Węgrzy zgadzają się, ale pod warunkiem, że Polacy sami uzbroją żołnierzy. Teraz wystarczyła tylko jeszcze zgoda Francji i operacja mogło się zaczynać. Francuzi jednak, swoją zgodę uzależnili od aprobaty Czechosłowacji i Rumunii. Rząd w Pradze całkowicie odmawia, mówiąc, że „hordy Horthy’ego” nie przejdą przez słowackie terytorium. Mimo szczerych chęci Węgrzy przesłać wojsk na pomoc Polsce nie mogli.

Ale była inna możliwość, mogli nam przesłać broń. Jeszcze 4 marca 1919 r. Polska i Węgry podpisały formalną konwencję w sprawie dostarczania materiału wojennego. W samym 1919 r. Bratankowie przekazali nam 20 milionów karabinów Mannlichera, 20 tysięcy ładunków artyleryjskich, znaczną liczbę kuchni przewozowych, kuchni przenośnych i pieców polowych. Na początku 1920 r. dosłano jeszcze, po alarmujących informacjach strony polskiej o przygotowaniach sowieckich do nowej ofensywy, 40 milionów nabojów różnej marki i 30 milionów karabinów Mausera. Transport ten został w znacznej mierze skonfiskowany przez Słowaków w Koszycach. Jak się z czasem okazało, była to główna przyczyna załamania się frontu polskiego. Dnia 10 czerwca 1920 r. ruszyła nowa dostawa przez Wiedeń, a do 30 lipca 1920 r. ruszyły liczne transporty kolejowe przez Rumunię. Aby transport odbywały sie sprawniej, strona rumuńska zgodziła się, by polscy żołnierze sami konwojowali pociągi na terenie Rumunii. W dniu 8 lipca rząd węgierski rezerwuje wszelkie zapasy fabryki "Csepel" na pomoc dla Polski; więcej, całą produkcję z następnych dwóch tygodni także postanowił przekazać na potrzeby naszej walki.

W dniu 30 lipca 1920 r. z rozkazu II Międzynarodówki, wiedeńscy robotnicy blokują transport broni przez swoje miasto. Na ponowną prośbę polskiego rządu, premier Czechosłowacji, Benesz, reaguje potwierdzeniem neutralności i odmową na tranzyt transportów z bronią do Polski. Pomimo tych kłopotów i miesięcznego opóźnienia, oraz perturbacji przewozowych na terenie Rumunii, broń w końcu trafia 12 sierpnia 1920 r. do Skierniewic. Było tego 80 wagonów, a z tego około 22 milionów nabojów wystarcza na razie na polskie potrzeby. "Cud Nad Wisłą" rozpoczyna się 15 sierpnia. Węgrzy jednak nie przerywają pomocy, 13 września polscy delegaci zawarli z Królewskimi Kolejami Węgierskimi konwencję w sprawie przesłania 400 wagonów materiałów wojennych obcych i 200 wagonów materiałów węgierskich drogą żelazną przez Rumunię. Tylko w 1920 r. pomoc węgierska wyniosła 48 milionów nabojów Mausera, 13 milionów nabojów Mannlichera, 240 kuchni przewozowych, 200 przenośnych, 80 pieców polowych i kilka milionów części składowych do Mauserów.

Pomijając inne aspekty tych wydarzeń, są one dowodem nie tylko wielkiej przyjaźni dwóch narodów, ale wskazują także na fakt, jaką szkodę w ówczesnych warunkach politycznych wyrządził nam brak wspólnej polsko-węgierskiej granicy.

Bez komentarza pozostawmy natomiast fakt, że prezydent-gajowy Bronisław Komorowski oraz jego kancelaria robili wszystko, co mogli, aby nie uczestniczyć w uroczystości (żeby nie drażnić Rosjan, którym nota bene p. Komorowski inicjował utworzenie i osobiście otwierał symboliczną „bolszewicko-prawosławną” pomnik-mogiłę pod Ossowem – zapewne także, aby nie drażnić Rosjan, natomiast rozdrażnić wszystkich Polaków) odsłonięcia tablicy (na frontonie „Domu bez Kantów” w Warszawie) poświęconej pomocy węgierskiej oraz, aby wydarzenie to przeszło bez jakiegokolwiek echa w polskiej opinii publicznej.


[Źródło - Louis Villat, Rola Węgier w wojnie polsko-bolszewickiej w roku 1920, 1931]